Zygmunt Frankel: JESIEŃ
Jesień.
Pamiętam
ten pierwszy raz, gdy zobaczyłem cię starą.
przeł. Andrzej Samborski
Jesień.
Pamiętam
ten pierwszy raz, gdy zobaczyłem cię starą.
przeł. Andrzej Samborski
Domy nad morzem już zapadły w sen,
także i ludzie w nich, z wyjątkiem tego, który kona.
Jego krew – fala, co utknęła na brzegu – straciła krewką czerwień,
zamienia się w morską wodę, a jego serce
pulsuje powoli, jak wyblakły mięczak.
Świat był zawsze – tak zwykł go widzieć – na jego podobieństwo.
Tej nocy ten świat jest śmiertelnie chory i… nie żal mu go pożegnać.
przełożył Andrzej Samborski
Pojechałbym do Japonii, do Chin, zamieszkał w papierowym domu
nad sadzawką ze złotą rybką, domowa mysz jadłaby mi ze stołu,
bambusowym pędzelkiem, atramentem malowałbym żurawie, sitowie,
w rześkie, pogodne jesienie puszczał latawce, żył po cichutku, myślał sobie.
przełożył Andrzej Samborski
Szedłem sam odludną ulicą pewnego wieczoru,
wtem czarny kot zeskoczył z parkanu,
przebiegł mi drogę.
Uśmiechnąłem się. Read More
“Panie, już czas. Dość już trwało lato.” (Rilke)
W umowie musiał być haczyk: do Obiecanej Ziemi
dodano – drobnym druczkiem – jeszcze te letnie sezony.
Wtedy bogaci turyści z zimnej północy płacą krocie,
by spędzić tu dwa tygodnie. Biedacy nigdy w życiu
nie ujrzą tego nieba, nie zanurzą się w wodach ciepłych mórz. Read More
Może jest gdzieś miejsce, dokąd ku zgubie płyną statki-widma:
najdalszy horyzont,
niebo nawisłe nisko
i czarny żagiel między nie rozpięty,
mnóstwo legend, niczym mnogość łososi, srebrzystych węgorzy,
zamiera powoli,
żegnane, niby armatnim salutem, fontanną samotnego płetwala,
biciem w bezgłośne dzwony meduz.
przełożył Andrzej Samborski
Ćma okrąża lampę, siada na murze, wtapia się w głazy.
Jest nieciekawa, bezbarwna, wybrudzona, lecz ze skrzydeł
przebłyskuje złoto, a rozkołysana żarówka
wydobywa z oczu zimny blask drogich kamieni. Read More