Hermann Stefánsson: People are strange
Twierdzenie, że Islandię zamieszkują dwa narody, nie jest przesadą. Z jednej strony mamy mieszkańców Rejkjaviku, z drugiej ludzi prowincji. Obywatele wolnego miasta Rejkjavik z reguły postrzegają swych rodaków spoza stolicy jako dziwaków, a nawet swego rodzaju szaleńców. Ponad 200 000 z 320 000 Islandczyków mieszka w Rejkjaviku lub jego okolicach, a kraj wyraźnie rozwija się w kierunku modelu wolnego miasta z otaczającą je rozległą i rzadko zaludnioną prowincją. Mniej więcej w połowie dwudziestego wieku powstała teoria głosząca, że utrzymanie równowagi osadnictwa w kraju wymagałoby, aby połowa jego ludności żyła na wsi. Sprawy potoczyły się jednak inaczej. Lansowana polityka rozwoju regionalnego okazała się całkowitym fiaskiem. Jeśli obecny trend utrzyma się, to za dwadzieścia lat tylko niewielka liczba Islandczyków będzie żyła na wsi i w rozproszonych wioskach rybackich, a 80 % będzie mieszkało w Rejkjaviku i okolicach. Według najnowszych statystyk, w Islandii jest ok. 77 000 koni i 470 000 owiec. Tych ostatnich trzydzieści lat temu było milion sztuk. Tak więc wzrostowi liczby ludności w stolicy towarzyszy spadek pogłowia owiec. Choć ucieczka ze wsi nie jest niczym nowym – ludzie od dziesięcioleci porzucali swe gospodarstwa – zjawisko to jednak stopniowo się nasila.
W Rejkjaviku, gęstość zaludnienia wynosi 407 osób na kilometr kwadratowy. Innymi słowy, nie jest to zbyt gęsto zaludnione miasto. W jego granicach nie spotkamy raczej owcy ani konia, za to prawdopodobnie słyszalny będzie gwar rozmów, szum samochodów, śmiech dziecka. Nie trzeba iść daleko, by kogoś spotkać, chociażby kuzyna, gdyż wszyscy Islandczycy są spokrewnieni. Rejkjavik jest jak znaczek pocztowy na kopercie o powierzchni 100 000 kilometrów, jednak nikt nie zna danych adresata i nie wiadomo, kiedy zjawi się listonosz.