13 lip

Piotr Wojciechowski: Obywatele bez kultury

Nie było mnie na krakowskim kongresie, gdzie się poczęła ta inicjatywa, ale w miarę jak dobiegają mnie sygnały (słabe) o jej kontynuacji – zaczynam przywiązywać do sprawy „Obywateli Kultury” coraz większą wagę. Kiedy jednak  próbuję o niej rozmawiać – wychodzę na paskudnego pesymistę, na takiego, co chce odebrać nadzieję. A ja po prostu inaczej widzę to wszystko.

To, co się nazywa ruchem „Obywateli Kultury” stawia sobie za cel wymuszenie na władzach, aby na kulturę szedł z budżetowych wydatków jeden procent. Celem jest także zmiana przepisów prawa ukierunkowana na lepsze finansowanie przedsięwzięć kulturalnych, zwiększenie dostępu obywateli do dzieł kultury. Prowadzone są na ten temat rozmowy między komitetem, który powstał ad hoc a Ministerstwem, wiem, że panie Beata Stasińska i Beata Chmiel poświęciły temu swój czas. Dowiaduję się o tym, że prezydenci wielu wielkich miast uroczyście podpisywali Pakt Dla Kultury. Postulaty zawarte w liście do Prezesa Rady Ministrów są ze wszech miar słuszne, a lista wybitnych twórców, którzy ten list podpisali jest naprawdę przekonywająca. Czego jeszcze chcieć? Read More

12 lip

Tomasz Rowiński: O bólu czytania

Jacek Dukaj, Król Bólu. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010.

Czytanie zbioru powieści (sic!) Jacka Dukaja Król Bólu to moje drugie podejście do prozy tego autora. Pod pewnymi względami oba te podejścia są dla mnie bardzo podobne i to pomimo tego, że „przedmioty” znacznie się różnią. Ten krótki zapis doświadczeń z książkami autora Wrońca wprost wskazuje, że nie jestem zawziętym miłośnikiem twórczości Dukaja. Trzeba dodać – wiele wskazuje, że już także raczej nim nie zostanę. Od dawna planowałem przeczytanie nagradzanego, tysiącstronicowego Lodu. Po lekturze Króla Bólu prawdopodobieństwo dopełnienia tego planu bardzo się oddaliło. Zwyczajnie, trudno mi przewidzieć, bym był w stanie sprostać takiemu wyzwaniu. Zaczynam też rozumieć tych, którzy o twórczości Dukaja wypowiadają się z szacunkiem, ale jednak przyznają, że Lód porzucili po stu, czy dwustu stronach.

Oczywiście to, co powyżej zostało powiedziane, w kwestii długości tekstów i trudności ich czytania, odpowiada tezie wyrażonej przez Dukaja w publicystyce. W jednym ze swoich tekstów (Za długie, nie przeczytam, „Tygodnik Powszechny”) pisze Dukaj o niezdolności czytania, przez użytkownika zhipertektualizowanego internetu, literatury pisanej w klasycznym powieściowym czy eseistycznym stylu. Jeszcze ważniejsze od stylu jest to, że nie jesteśmy w stanie czytać tekstów długich, wymagających zatrzymania się. Nawet powieści (Dukaj podaje przykład trylogii Millenium Larssona) są teraz przykrajane na miarę blogów i składają się z krótkich rozdziałów i krótkich paragrafów nieustannie przenoszących czytelnika w inne miejsca snutej wielowątkowej narracji. Taka strategia zabezpiecza przed znużeniem tych, dla których wiszący w sieci tekst liczący dziesięć tysięcy znaków (a może już teraz pięć czy trzy) odstrasza. Ponoć ten sam proces dotyczy znaków wydrukowanych.

Read More

12 lip

Marek Olszewski: Podglądnięte, podejrzane

Dariusz Sośnicki, O rzeczach i ludziach. Biuro Literackie, Wrocław 2011.

Ukazanie się zbioru wierszy zebranych poety jest zwykle okazją do podsumowań. Zachęca do pisania przekrojowych szkiców, odczytywania wierszy w kontekście konkretnych tradycji literackich, jak i przewidywania dalszych dróg rozwojowych (to ostatnie oczywiście w przypadku autorów żyjących). Zbiór O rzeczach i ludziach, zbierający dotychczasową twórczość poetycką Dariusza Sośnickiego, stawia jednak krytyka przed dużym kłopotem…

Być może tym, co najbardziej intryguje w twórczości autora Symetrii, jest jego niepochwytność, odporność na próby klasyfikacji i ciągłe wymykanie się spajającym ramom narracji krytycznoliterackich. Sośnicki wiecznie młody i pierwszy – chciałoby się powiedzieć. Każde podejście i próba opisu „całościowego”, przy podjętej na gruncie hermeneutyki zgodzie uczestnictwa w procesie komunikacyjnym, jest jednoczesnym odkrywaniem się komentatora i nakładaniem kolejnych masek przez ukrytego w cieniu poetę. Jacek Gutorow określił to kiedyś mianem „gry w czytelnika, który dopisuje swoje własne sensy (staje się więc autorem) i autora, który poszukuje ostatecznej interpretacji (jest więc czytelnikiem)”. Crux interpretum. Cóż pozostaje w tej sytuacji? Bezwstydny ekshibicjonizm, przemoc rozumienia i projektowanie lektury własnej; albo brutalniej – jak nazywa to poeta w wierszu Książka – „rutyna, brak wyobraźni, snobizm / i typowo męski kult wydajności”.

Read More

10 lip

Magdalena Wojak: Przerwana tama

Jacek Dehnel, Saturn. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011.

Jacek Dehnel wcale nie napisał powieści o wielkim Goi. Nie rozpisał na głosy biografii malarza. Nie po to wydobył z przeszłości bohaterów, by analizować ich wzajemne relacje i wypełniać treścią białe plamy w historii zacnego rodu. Bynajmniej. Splatając monologi ojca, syna i wnuka, Jacek Dehnel stworzył opowieść o wznoszeniu i burzeniu ogromnej tamy.

Staje się ona zasadą i racją istnienia literackiego świata. Sama będąc granicą, przeszkodą i punktem obserwacyjnym jednocześnie – dzieli wykreowaną przestrzeń na obszar dynamiczny i statyczny, żywy i martwy. Pozornie wprowadza ład, ale tylko po to, by z większym impetem go zburzyć i uwolnić energię, której nie da się okiełznać. Tamy wyrastają pomiędzy najbliższymi sobie ludźmi, oddzielają spiętrzone obrazy i słowa, emocje, nadzieje i upokorzenia. Jednak ich konstrukcje są niepewne i chwiejne. Gdy napierająca siła jest zbyt duża – walą się, uwalniają żywioł – jedna kropla czerni rozrasta się w morze.

Read More

10 lip

Magdalena Bartnik: Można znaleźć siebie

Roman Honet, Piąte królestwo. Biuro Literackie, Wrocław 2011.

Roman Honet nie pozwala tracić czujności. Zaskakuje i prowokuje, otwierając tym razem wrota (nie)codziennej krainy. Na jego najnowszy tom wierszy składa się 36 utworów. W tym królestwie jest jakby bezświetlnie-jasno i niby-pusto. Jednak obrazy są wielowymiarowe, gęste od znaczeń, a świat przedstawiony pełen szczegółów, pokazany w sposób plastyczny i budzący wyobraźnię. Nie bez powodu wielokrotnie mówiono, że poeta reprezentuje nurt wyobraźni wyzwolonej.

Te wiersze to podróż przez śmietniki, labirynt, którego mapa śmierdzi padliną i miejskim szaletem. Zaglądamy w zakątki krainy, która nas otacza, ale można odnieść wrażenie, że jest to świat wnętrzności, jakby oglądanie siebie od środka. Tylko kim jest „ja”? Jakie jest to królestwo? Jakie jest to wnętrze? Podobno na śmietniku można znaleźć najlepsze rzeczy…

Read More

08 lip

Marta Brzezińska: Jak to na monterce ładnie

Mirosław Gabryś, Zwłoki monterów idą w miasto. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011.

Mirosław Gabryś to nie jest nowy Pilch ani stary Lowry. To jest chłopak urodzony w latach siedemdziesiątych, który w końcu wychodzi na swoje. Roczniki siedemdziesiąte, subiektywnie rzecz biorąc i odcinając się od sporów o generacje, są zupełnie wyjątkowe, a chłopak z bogatym życiorysem (poeta, duch niespokojny, imający się różnych zajęć) musi w końcu wyjść na jaw. Taki zatem robi myk i z uporem, a jednocześnie niby mimochodem, przemyca się, przeciska, żeby wyjść na pisarza. I wychodzi. Tylko trochę jakby po staremu, po znanemu próbuje sobie tę grzędę pisarską umościć, eksperymentując ze stylem pijacko-gawędziarskim. Czy to źle? Może i nie. Czy to bawi? Raczej tak. I to tak jak może ubawić pijacka gadka, na której dnie – jak uczy doświadczenie lektury – zawsze kryje się widmo tragizmu ludzkiej egzystencji w kolorze zgniłym tudzież butelkowym, pustka i samotność nie do zniesienia, strach przed życiem, poczucie straty, nieutulone pragnienie buntu i z samych trzewi wywiedziona potrzeba artykulacji dręczących emocji oraz lęków (niepotrzebne skreślić).

Read More

08 lip

Maria Magdalena Beszterda: Storytelling – gawęda 2011? Czy fabuła ma się dobrze?

Jakub Małecki, Dżozef. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011.

Żyjemy w świecie rozproszonych wartości, uproszczeń etycznych i estetycznych. Forma przypowieści od czasów biblijnych służyć miała za drogowskaz moralny, uniwersalny tekst o nas samych. Jakub Małecki, konstatując niedomagania rzeczywistości, postanowił stworzyć narrację, która nam tę rzeczywistość wyjaśni, wyprostuje, skieruje na właściwe tory.

Dżozef, bo o tej powieści mowa, zaczyna się w momencie, w którym główny bohater trafia do szpitala ze złamanym nosem. Grzegorz Bednar, swoiste porte parole autora, to młody człowiek na życiowym zakręcie. Z założenia został jednak skonstruowany jako Everyman, mieszanka nieokrzesanego dresiarza z blokowiska, posługującego się soczystą polszczyzną z oczytanym jednak (na siłę oczytanym, za sprawą wymagającej matki) i wrażliwym młodzieńcem. Ma zwykłą rodzinę, ojca pantoflarza i dominującą mamę, kochającą „za pomocą” tuczenia swych najbliższych.

Nie ma pracy, traci kobietę, zostaje okradziony, a zatem dosłownie i metaforycznie trafia na szpitalny oddział zubożony – a przez to w swoisty sposób stanowi tabula rasa. Nie ma nic do stracenia. Szybko jednak okazuje się, że do zyskania ma za to wszystko. Wiadomo przecież nie od dziś, że kryzys jest początkiem zmian, a zatem jeśli w pierwszych kadrach filmu bohater traci najważniejsze dla siebie wartości, możemy być pewni, że wkrótce odnajdzie nowe. Nie inaczej jest i w tym przypadku.

Read More