„Żeby nie było niedomówień: bardzo wysoko cenię Władimira Putina” odpowiada Mariusz Wilk na pytanie Zbigniewa Zaperta (Wyspa Nr 2, czerwiec 2004). I uzasadnia swoją ocenę: „… to idealny na dzisiejsze czasy prezydent Rosji. Ludzie żyją tam dziś bezpieczniej, ufniej spoglądają w przyszłość” itd.
Czyżby Mariusz Wilk nie zdawał sobie sprawy, że Rosja znalazła się w rękach byłych oficerów KGB z Władimirem Putinem na czele i co to oznacza dla Rosji, ale także – w dłuższej perspektywie – dla nas wszystkich? Czyżby nie miała dla niego znaczenia wojna w Czeczenii – nie słyszał o setkach tysięcy ofiar, o zbrodniach ludobójstwa i okrucieństwach popełnianych przez armię rosyjską? Nie słyszał o dziesiątkach tysięcy młodych Rosjan, którzy zginęli w Czeczenii? Nie zastanawiał się, kto za to odpowiada? Może warto porozmawiać z matkami tych żołnierzy? Czyżby bez znaczenia było dla Mariusza Wilka kneblowanie demokracji w Rosji: zamykanie niezależnych gazet, stacji telewizyjnych? Mordowanie niezależnych dziennikarzy? Nie słyszał o Annie Politowskiej? Az trudno uwierzyć!
Przeczytałem właśnie książkę „Śmierć dysydenta – dlaczego zginął Aleksander Litwinienko?” napisaną przez jego żonę Marinę i przyjaciela Alexa Goldfarba. Dla kontrastu z opinią Mariusza Wilka przytoczę fragment „Oświadczenia” umierającego w męczarniach Litwinienki, otrutego – jak wiadomo – radioaktywnym polonem przez agentów nasłanych z Rosji. To „Oświadczenie” podyktował tuz przed śmiercią, w londyńskim szpitalu: „… nadeszła pora powiedzieć parę słów osobie, która odpowiada za mój obecny stan. Być może udało ci się zamknąć mi usta, ale nie ujdzie ci to na sucho. Dowiodłeś, ze jesteś tak okrutny i bezwzględny, jak twierdzili twoi najwięksi krytycy. Dowiodłeś, że za nic masz ludzkie życie, wolność i wszelkie cywilizowane wartości. (…) Może udało ci się uciszyć jednego człowieka, ale okrzyki protestu (…) będą do końca życia dźwięczeć w pańskich uszach, panie Putin. Niech Bóg wybaczy ci to, co zrobiłeś – nie tylko mnie, ale naszej ukochanej Rosji i jej narodowi.”
Gorąco polecam Mariuszowi Wilkowi lekturę książki o życiu i śmierci Litwinienki – może chociaż trochę nabierze wątpliwości wobec człowieka, którego fotografie, jak mówi „nieraz sąsiadują w wiejskich zagrodach z ikonami”.
Kazimierz Orłoś
Tytuł pochodzi od redakcji