20 gru

Maciek Abramowski: Wymknąć się konieczności

Remigiusz Grzela, Złodzieje koni. Wydawnictwo Studio EMKA, Warszawa 2014

Złodzieje koni to opowieść o opowiadaniu. Nie ma tu jednej, odgórnej narracji, obiektywnej warstwy spisanego świata, nie ma bezpiecznego dystansu, z którego obserwujemy – wyniośle świadomi – cudze złudzenia. Zamiast powieści prowadzonej z jednej, dominującej pozycji Grzela plecie warkocz meandrujących narracji, krzyżujących się i wirujących wokół wspólnych punktów, skrzących się refleksami cudzych punktów widzenia, jednocześnie uciekających przed spojrzeniem, zapętlających się i rozlewających
we własnych kierunkach, gubiących się w wirach fiksacji i kompulsywnych powtórzeniach i nawrotach. Opowieści trzech pokoleń – opowiadane sobie w ciszy, czasem skrycie spisywane, czasem uporczywie wypowiadane w chwilach kryzysu – tworzą wielowymiarową mozaikę relacji, spojrzeń, rozbieżności i nieporozumień. Read More

20 gru

Marta Brzezińska: Rymowanki z krańca świata metafory

Eda Ostrowska, Ptak w tak-taku [Widowisko poetycko-muzyczne]. SIW Katowice 2013

Sięgając po tomik Edy Ostrowskiej Ptak w tak-taku [Widowisko poetycko-muzyczne], właściwie wiadomo, czego się spodziewać. Będzie się kotłowało z wersu na wers zapamiętalej, do rytmu, do taktu i do bólu. Będzie groteskowo, będzie ironicznie i będzie szczerze: „kiedy byłam / słodką dziewczynką / zabijałam koty / żebyś wiedział o tym / nie dla psoty / lecz z niemoty”. Zmysłowość, wolność ekspresji i niezwykła świadomość języka układają się w pobrzmiewające znajomo konfiguracje. Barokowość poezji Ostrowskiej, dynamicznie utkana, pozaplatana z konceptów i paradoksów jest jej znakiem rozpoznawczym – i niewątpliwie sprawdza się również w tym tomiku jako podstawowy trop interpretacyjny:

porzucał i wracał
w powietrznej trąbie
piękny chłopiec
zepsuty w środku
jak w kołowrotku Read More

20 gru

Hubert Czarnocki, wiersze wybrane

***
Tu gdzie nawet drzewa
mówią patrz w górę,
ten dzień kto zapomni?

Kto dłońmi na szybie
będzie go szybko zapominał?
Jakie deszcze spiszą wspomnienia
na naszych ciałach?
Ktoś je przeczyta?

Tamten chłopiec, który biegł
kiedyś latem po sadzie,
tylko ja o nim pamiętam?
Jaki czas rozstrzelał jego
niebieską koszulę?
W którym roku aresztowali
jego mały drżący cień?

Dzieciaku, szalony chłopcze,
który kradłeś kiedyś jabłka w sadzie,
jeszcze zobaczysz, popamiętasz,
nikt o tobie nie będzie pamiętał. Read More

20 gru

Michał Szablewski: Z psem podróże

Odlać się był. Tak żonie powie. Powie – nie powie, przeżyje, to powie. Ze Żniwnej minął pomnik po lewej, minął pieszo zakaz wjazdu i zaraz za tym harcerskim monumentem, za upamiętnieniem na wojnie poległych, za nieregularnym obeliskiem psa w kagańcu przywiązał. Żal psiaka i serce mu się krajało, ale to przecież na chwilę tylko, Żniwna obok, kochanka obok, kobieta snów niedawno poznana obok i na chwilę tylko, bo rano już przecież był przed pracą, a poza tym, ileż można z ukochanym żony Airedale terierem po cytadeli ganiać. Więc na chwilę ledwie.
Piękna, złota, zła kobieta, ale jaka dobra była to kobieta, jak płakała, gdy wychodził po ledwie dwóch kwadransach, jak łzą zmoczyła pomięty kołnierz, skamlała bardziej niż pies i sam już nie wiedział, czy gorzej ją tam zostawić, czy psa zostawić, czy żonę zostawić. Decyzję na później zostawił, teraz zostać nie mógł, zawiódłby ją, za szóstym razem musiałby się jej tego dnia wyrzec. Nie podołałby mimo siły wieku, posady wysokiej, mentalnej korony na amerykańskiej twarzy, barczystych mięśni, ubrań modnych, nie mógłby już dziś więcej. Co zrobi, jeśli żona go zechce, nie wie, ale żona już go nieczęsto chciała. Read More

20 gru

Prawdziwy poeta nie znosi poezji. Z Charlesem Simiciem, laureatem Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta, rozmawiają Piotr Dobrołęcki i Janusz Drzewucki

Na początek może nieco bezczelne pytanie. Jak się wymawia pana nazwisko?
Po serbsku mówi się Simić, ale w Ameryce czytają Simic, co brzmi fonetycznie Simik. Dlatego po przyjeździe do Ameryki zmieniliśmy je na Simic. I tak już od wielu lat mówią o mnie Simic, co brzmi właśnie Simik. Zaczęło się już w szkole.

W literaturze światowej jest pan znany jako Simic…
Tak jest. Ale moje prawdziwe nazwisko to oczywiście Simić, bardzo popularne nie tylko w Serbii, ale też w Chorwacji, gdzie jest wielu Simiciów. Miałem studentkę z Kalifornii o serbsko brzmiącym nazwisku, którą spytałem, czy jest Serbką, co ona potwierdziła. Sama urodziła się w Stanach, dokąd przyjechali już jej rodzice. Przypomniała sobie o jakimś Simiciu i w końcu powiedziała, że pochodził z Simiciów z Milwaukee, czyli z miasta na północy Stanów. Znała ich, ale nie miała o nich najlepszej opinii. Jeden z nich coś złego zrobił jej ojcu. To taka typowa sytuacja, gdy ktoś szuka powiązania z inną osobą i przychodzi mu do głowy ktoś jemu znany. Read More

20 gru

Piotr Wojciechowski: Niebo pełne demonów

Jan zakochał się od pierwszego wejrzenia. Prawdę mówiąc, był wtedy jeszcze Jasiem, w najlepszym wypadku Jankiem. Jako kilkunastoletni bosy analfabeta zdobył pracę przy rozbiórce cerkwi na placu Saskim. Wstawał przed piątą rano, aby dojść pieszo do Falenicy, wsiąść tam w pociąg i rano być w Warszawie. Wracał późno, matka stawiała przed nim zupę czy kartofle, szedł spać, aby następnego ranka z pajdą chleba zawiniętą w szmatkę drałować na kolej. Któregoś wieczoru wracając, nie wszedł do obejścia przez furtkę. Przelazł płot i wspiął się po drabce na stryszek nad oborą. Schował tam swoją miłość, a dopiero potem wsunął się do kuchni.
Miłość to było to, co ukradł w rozbieranej cerkwi. Zakochał się w pięknej twarzy, w zamyślonych oczach, w królewskiej purpurze sukni. Zakochał się w ikonie Matki Bożej. Read More

20 gru

Mirosław Bańko: Bohater naszych czasów

“Od przybytku głowa nie boli” – mówi przysłowie. Klientów hipermarketów może jednak rozboleć, bo skoro na przykład chipsy występują w czterdziestu gatunkach, to które wybrać?
Jest niedziela, Dzień Pański. Stoimy w hipermarkecie w Alei Chipsów (przed jej rozmiarem musi ustąpić nawet ortografia) i myślimy, którą by tu paczkę włożyć do wózka. Myślimy i myślimy, a góry chipsów piętrzą się nad nami jak Himalaje. Czas płynie, pot leje się nam po plecach, w końcu – jak Miś o Bardzo Małym Rozumku („Co wolisz, miód czy marmoladę do chleba?”) – wrzucamy wszystkie czterdzieści torebek do wózka i jedziemy triumfalnie do kasy. Teraz jeszcze szybka decyzja, którą spośród czterdziestu kart kredytowych wyjąć, i już po wszystkim, możemy wracać do domu. Mamy spokój aż do następnych zakupów. Read More