14 wrz

Adrian Sinkowski: Pogoda

Zima dławi się błotem. Inny pokój, w którym
inna ty, choć dokładnie tak samo ubrana,
zajęta tym, co zwykle – gazetą, serialem,
resztką zupy – odwracasz się tyłem do okna

na końcu wąskiej kuchni, oparta o ten sam
blat, choć całkiem już inną ręką, z inną twarzą
kręcisz głową na boki, na zmianę: góra, dół,
dół, góra, tak zupełnie – powiedz coś – bez słowa,

inaczej niż ty – powiedz proszę – którą miałem
tyle lat w pamięci, to ty? Zima wychodzi
spod chodnika, zza kiosku, tu, w pobliżu wiązu
lęgnie się w śmietniku, na przecięciu ulicy

z parkiem, gdzie parę lat temu wylano beton.
Dokąd, tak odświętnie ubrana, taka cicha
z ostrym światłem, które kładzie ci się na plecach,
wychodzisz i kiedy wracasz? Za oknem cisza.

14 wrz

Janusz Drzewucki: Być świadkiem

Nad Notatnikiem niespiesznego przechodnia Jerzego Stempowskiego

1.

Pytanie „czym jest esej?” pozostaje pytaniem bez odpowiedzi, mimo że biedzą się nad tym od lat teoretycy wszystkich możliwych szkół literaturoznawczych. Na pytanie to można udzielić setkę odpowiedzi, każda będzie dobra, chociaż tylko w pewnym sensie. Żadna nie zdobędzie statusu tej jednej, jedynej, ostatecznej. Aby nie było wątpliwości, swojej wykładni eseju jako gatunku nie mam, jestem jednak pewien, że gdyby udało się komuś wniknąć w istotę eseistyki Jerzego Stempowskiego (1893-1969), temu równocześnie udałoby się sformułować definicję eseju jako takiego, nie zapominając tego, co on sam kiedyś skonstatował: „Nie na każde kichnięcie mówi się «na zdrowie». Nie na wszystkie pytania się opowiada”. Read More

14 wrz

Bartosz Swoboda: Bogactwo minimalizmu – Agnes Martin i Arvo Pärt

1. 

Rozpocznijmy od spojrzenia na równoległe drogi, którymi w ostatnim pięćdziesięcioleciu podążają czasem sztuki plastyczne i muzyka.

Abstrakcyjny ekspresjonizm Willema de Kooninga czy Jackosona Pollocka z powodzeniem zestawić możemy z kompozycjami Johna Cage’a lub Mortona Feldmana z lat 50. Malarstwo i muzykę łączy wówczas podobna filozofia procesu twórczego: opartego na spontaniczności, przypadkowości, dominacji nieprzewidywalnego rozwoju wypadków. Pollock i Cage skłonni byli poddać akt twórczy władzy koincydencji – szkicując tylko ogólne ramy procesów generujących działania, pozostawiali ich ostateczny rezultat domenie przypadku (w wypadku muzyki dominował on zarówno na etapie kompozycji, jak też na etapie wykonania): kiedy Cage rzuca kośćmi (Music of Changes, 1951) lub tasuje karty (Theatre Piece, 1960), wykonuje de facto ten sam gest, co Pollock, który obchodzi dookoła ułożone na podłodze płótno, chlapiąc na oślep pędzlem – scena, jaką znamy ze znakomitych fotografii Hansa Namutha, który uchwycił ten, jak to później określono, „rytualny taniec” Pollocka. Jednocześnie obaj, tak Pollcok, jak Cage, pozostawiają w dziele swój wyraźny ślad – każda postać ekspresjonizmu czy artystycznego eksperymentu musi wszak zachować silne piętno twórczej indywidualności.

Read More

14 wrz

Katarzyna Boruń: Środa popielcowa

Obrócę, się obrócę
Zmieszana z drewnem
Nie czterech lecz dziesięciu desek
Cienkich i sosnowych,
Z ubraniem odświętnym
Pomieszana, wstrząsana,
Zawstydzana drobiazgiem
Co został na sicie,
Bez złota i platyny
Targana zwątpieniem
Czy igła zapomniana
Tylko ujdzie cało,
Obrócę, się obrócę
Zmieszana, ulotna.

13 wrz

Katarzyna Bieńkowska: Nie mieć nic prócz O

Krystyna Rodowska, Wiersze przesiane (1968-2011). Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu, Rzeszów 2012.

Przed wieloma laty, pisząc o wydanym w roku 1996 tomiku Krystyny Rodowskiej Na dole płomień, w górze płomień, przywołałam Paula Valery’ego i jego stwierdzenie, że „poezja jest miejscem punktów równo odległych od czystej wrażliwości i czystej myśli – w polu języka”. Porażona poetyckim absolutyzmem Rodowskiej usiłowałam rozpatrywać jej poezję w kategoriach niemalże matematycznych, przypisując jej „iście geometryczną precyzję, architektoniczny rozmach i konstruktorskie zacięcie”, z jakimi „dokonuje śmiałych eksperymentów lingwistycznych” tak, że „w jej twórczości można wręcz prześledzić proces wykreślania wszystkich prostych, krzywych, stycznych, prostopadłych i równoległych potrzebnych jej do wyznaczenia owych punktów w polu języka”. Ezra Pound nazwał poezję „natchnioną matematyką”, lecz taką, która „daje nam równania nie z abstrakcyjnych cyfr, lecz ludzkich uczuć”. Ale Pound w swoim eseju pisze także, że – zwłaszcza dla kogoś, kto nie ma skłonności do nauk ścisłych – poezja to również magia, czary i zaklęcia. I myślę teraz, że raczej to właśnie ta druga, magiczna, kategoria bardziej pasuje do poezji Krystyny Rodowskiej, która jest w całości – jak wszelka poezja? – zaklinaniem właśnie i  oswajaniem świata w najbardziej etymologicznym sensie tego słowa. Read More

13 wrz

Urszula M. Benka: Echolalie

Eda Ostrowska, Echolalie. Wydawnictwo Episteme, Lublin 2012.

1.

Taki muzyczny tytuł nadała Eda Ostrowska poematowi-rzece, który jest spowiedzią życia, ale i zarazem wyczuwalnym delektowaniem się każdym wydarzeniem, szczęśliwym czy nie. I, po prawdzie, to bodaj najwspanialsze jej dzieło dotąd i jeden z najbardziej mnie poruszających klejnocików poezji polskiej. Autorka ma za sobą wiele już tomików – ja o niej usłyszałam w Nowym Jorku, od lubelskiego aktora-emigranta, niestety również złodzieja, wierzę tym niemniej, że wszelkie złe uczynki zostaną mu wybaczone za to jedno, że napomknął o imieniu wariackiej poetki, powtórzę za Remigiuszem Grzelą, bezwstydnie genialnej.

Read More

11 wrz

Jakub Skurtys: „Okruchy, strachy”, króliku!

Ilona Witkowska, Splendida realta. WBPiCAK, Poznań 2012.

Na okładce widzimy przepastnie błękitne niebo, u dołu zaś ruiny budynku, zwieńczone literami Splendida realta – tytułem debiutanckiego tomu Ilony Witkowskiej. Choć w rzeczywistości napis „zawieszony” jest przecież w powietrzu, nie trzyma go żadna rama (podobnie jak nic nie utrzymuje imienia i nazwiska autorki), można odnieść wrażenie, że to pozostałość po prawdziwym szyldzie, a my zapraszani jesteśmy w ruiny górskiego hoteliku, schroniska lub punktu obserwacyjnego. Zapraszani od tyłu, bo napis zastajemy w odbiciu lustrzanym i dopiero zza niego, zza murku, który wieńczy, oglądać możemy bajeczny krajobraz w oddali. Warto o tej okładce wspomnieć (projektu Piotra Zdanowicza), bo jest to jedna z lepszych interpretacji poezji Witkowskiej, jakich dokonać można za pomocą innego medium.

Read More