15 lip

Tomasz Pietrzak: Alija bet, 1943

Lipmanowie, jak wyjęci ze sztetlu – handełes i czarna kura
domowa, trzy kroki za nim. Nawet do zdjęcia pozuje z ukrycia.
Jaka tam ŻONA? Służka, o czym świadczą – jego: krochmal,

kanty, biel – jej: marszczenia, papier na dłoni, wiek. Znów
jest gwarno w telawiwskim porcie, łodzie ciągną czwórkami
do brzegu. Szolem, Binem, Pejsach, Elchanam – skłócone Read More

15 lip

Tomasz Leszczyński: Pod Mesalką

W drodze do domu skręciłem do pubu. Pchnąłem ciężkie drzwi „Morgana” i wszedłem do środka. Panował tam przyjemny półmrok. Świeczki, które postawiono na solidnym barze, przeglądały się w ścianie butelek. Wyglądały tak, jakby w ich wnętrzach rozpalono ogień. Migotały, kusiły i obiecywały. Trzewia same kurczyły się z podniety. Podszedłem do baru i odsunąłem wysoki taboret, szurając nim po podłodze. Usiadłem, a dłonią strząsnąłem z blatu niewidzialny kurz. Cycata Anna, barmanka, odkleiła się od kaloryfera i zajęła miejsce na posterunku. Chwyciła kufel i zaczęła nalewać piwo. Dzisiaj miała opiętą, czarną bluzeczkę z dużym dekoltem. Kiedy podawała mi piwo, bez skrępowania podziwiałem jej piersi. Read More

15 lip

Marta Kucharska: Łyżeczka

Ta srebrna łyżeczka wsparta o talerzyk,
te fusy po kawie na dnie chińskiej filiżanki
(nie że z chińskiej porcelany ale made in china) ,
jak muł na dnie rzeki, dokąd wczoraj udaliśmy się
oglądać przypływ topniejących śmieci, butelek,
nakrętek i chwastów (a słońce cięło nadwrażliwą skórę
pomiędzy prętami ogołoconych topól), stanowią
o porządku, o regularności, z jaką razem kładziemy
się i razem zasypiamy. Są jak ślady na piasku, po których Read More

15 lip

Marta Kucharska: Roztopy

Jak większość miłosnym historii zaczyna się od tego,
że wpierw pękają lody. Łamią się kry, korzenie,
kruszą się sople, trzaskają gałęzie, na innych
pojawiają się pierwsze pąki. Pod oknem
stoją garnuszki pełne żółtej wody, z których
odpryskuje emalia. Spod zatęchłych drzwi Read More

15 lip

Tomasz Leszczyński: Wykładowca

Wchodząc do budynku politechniki, musiałem włożyć palec do dziury w drzwiach. Ktoś znowu ukradł klamkę. Poprosiłem zaspanego szatniarza o klucz do sali wykładowej, pod którą czekali już na mnie magistranci. Przekręciłem zamek, a kiedy wchodzili niemrawo, skinąłem głową, odpowiadając na „dzień dobry” młodemu doktorowi. Przez chwilę zazdrościłem mu wyciągniętego swetra i alkoholowej chmurki, którą za sobą zostawił. Read More

15 lip

Tomasz Leszczyński: Niedzielna ballada

Byłem już mocno spóźniony na soczyste żeberka u przyszłej teściowej, Halinki. Na przystanku czekałem samiuteńki. Ręce wcisnąłem głęboko w kieszenie spodni, gdyż owego dnia słońce nie wzeszło. Kiedy przyjechała dwójka, otworzyłem bezszelestnie drzwi i wszedłem do środka. Był to stary tramwaj, typu trumna. Chwilę zajęło mi wymacanie w torbie opowiadań Płatonowa, po czym zająłem czerwone krzesełko w pozycji, w kucki, i zastygłem nad lekturą. Sąsiadki w poczochranych beretach w kolorze lila, z wyraźną przyjemnością żaliły się na zdrowie, młodej brunetce siedzącej za mną gaworzyło na rękach dziecko, a kierowcy autobusów, wracający z nocnej zmiany, odwozili przewieszonego przez przednie oparcie kolegę, Zenka. Zrobiło się bardzo przyjemnie. Wagon leniwie kołysał i mruczał puk, puk, pukupuk. Read More