30 paź

Polska wciąż nas męczy. Z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem rozmawia Krzysztof Masłoń

Wśród licznych pana książek „Rozmowy polskie latem roku 1983” wciąż pozostają pozycją wyjątkową. Na pewno dlatego, że jest to rzecz współczesna, że tej swojej opowieści nie umieścił pan w przeszłości, choćby i nieodległej, jak „Kinderszenen”. Ale „Rozmowy…” roztaczają też przedziwny urok; powiedziałbym, że to najbardziej urocza książka z całej polskiej literatury wydanej w podziemiu. A powstała w trudnym czasie, bo — przypomnę — pisana była półtora roku po wprowadzeniu stanu wojennego.
Pisałem ją przez dwa miesiące, w lipcu i sierpniu 1983 roku nad Wigrami. Ostatnie kilka fragmentów dopisałem we wrześniu czy w październiku w Warszawie. Tam, nad Wigrami, siedziałem przy oknie z widokiem na jezioro, przy zbitym z desek, nieco kulawym stole, i trochę patrzyłem na żaglówki z czerwonymi i żółtymi żaglami, a trochę pisałem w blokach z makulatury — taką nazwę miał papier, który komuna udostępniała wtedy tak zwanej ludności. Pisało mi się rozkosznie — żadna z moich książek nie sprawiła mi takiej przyjemności. Bawił mnie dystans, który stwarzałem między bohaterami mojej książki a przechodzącymi pod oknem letnikami z Gawrychrudy; dystans między Ewą i Wawrzkiem a Panią Mareczkową i Małym Mareczkiem. Ale największą przyjemność sprawiało mi to, że znalazłem jakiś sposób na moje życie. Bardzo mnie wtedy, w stanie wojennym, męczyło to, że jestem nieprzydatny. Inni walczyli z komunistami, siedzieli w więzieniach, a ja, pisarz wtedy koło pięćdziesiątki, jak mogłem przydać się Polsce, która właśnie się obudziła i zrzucała z siebie to plugastwo — komunistyczną tyranię? Czułem, że mam do spełnienia jakiś obowiązek, że nie powinienem tylko przyglądać się temu, co się dzieje. I wtedy, nad Wigrami, zrozumiałem, że mam zrobić właśnie to, co potrafię zrobić — mam napisać książkę, która będzie opowieścią o ostatnich dniach tyranii. Wyszło trochę inaczej, no ale zawsze takie rzeczy wychodzą trochę inaczej, niż się je zamierza. Read More

30 paź

Daria Ciunelis: Niestety, tak właśnie jest

Agnieszka Drotkiewicz, Teraz, W.A.B., Warszawa 2009

Rzadko kiedy recenzentowi trafia się książka tak zgodna z tytułem, by nie musiał snuć wielogodzinnych rozważań dotyczących jej istoty. Takie jest „Teraz” Agnieszki Drotkiewicz. Jest to proza zrozumiała i aktualna, ale tylko w chwili, kiedy jest się w niej pogrążonym. Gdy interpretacyjny wysiłek zostaje zatrzymany, jej przekaz jawi się nieczytelną mgłą, nieogarnionym strzępkiem przeszłości. Jest to powieść utkana z rozważań, zadumań, zastanowień. I chociaż pojawiają się tam jakieś elementy następstwa czasu, trudno nazwać je fabułą. Zaczyna się free style’owo — Drotkiewicz rzuca bity w rozszalały tłum, który tylko giba się w takt sylab: „Tak właśnie jest: czarny poranek, niskie ciśnienie atmosferyczne, porządnie wymieciona izdebka na poddaszu, skromnie, ale czysto ubrana dziewczyna, na maszynce spirytusowej grzeje się imbryk. Szczęśliwi, którzy idą do pracy. Tyle razy widziałam ten film. Tylko dlaczego ciebie tu nie ma, żeby śledzić każdy mój ruch: kiedy przed wyjściem myję i wycieram kubek po herbacie i talerz po owsiance, kiedy zamiatam okruchy i sprawdzam, czy okna są zamknięte jak trzeba?”. Read More

30 paź

Marta Brzezińska: Opowieść zimowa

Szymon Bogacz, Koło kwintowe, W.A.B., Warszawa 2009

Sytuacja przedstawia się następująco: Jest zima. Śnieg pada tak obficie, że szybko zasypuje drogi, na których tworzą się ogromne, nieprzejezdne zaspy. Grupa podróżujących zostaje zmuszona do postoju. Za przystań służy im sala gimnastyczna pewnej wiejskiej szkoły. Miejscowi szybko organizują pomoc, rozdają koce, ciepłe napoje i posiłki. Atmosfera oczekiwania, zniecierpliwienia, niepokoju, a może nawet grożącego niebezpieczeństwa udziela się wszystkim, sprawia, że… Nie, to nie scenariusz amerykańskiego thrillera, tak wygląda fabuła debiutanckiej książki Szymona Bogacza „Koło kwintowe”. Dlaczego taki niezwykły tytuł? A to bardzo proste. „Nie musimy zawsze tak samo się bawić! — krzyknął Czerwony i pociągnął Szymona w stronę bajki…”. Zanim Czerwony Kapturek pociągnął Szymona w stronę bajki, i dalej w stronę prozy, Szymon bawił się muzyką. Stąd koło kwintowe — termin muzyczny oznaczający zbiór wszystkich tonacji durowych i molowych przedstawiony w formie okręgu — określa kształt zebranych w książce opowieści. Zamyka je, porządkuje, nadaje ton. Read More

30 paź

Justyna Aleksandra Sikorska: Bezprawie człowieka we współczesnej sztuce degradacji

Nauczono ludzi, że cnotą jest zgadzać się z innymi. Ale twórca to człowiek, który się nie zgadza. Nauczono ludzi, że cnotą jest płynąć z prądem. Ale twórca to ktoś, kto płynie pod prąd. Nauczono ludzi, że cnotą jest trzymać się razem, ale twórca to człowiek, który stoi sam.” (1) Twórcy współcześni, których sylwetki i artefakty analizuję, mogą przypominać często nadludzi, wielkich herosów toczących cudzą krew w batalii o dobro. Poszukując z nimi płaszczyzny porozumienia, może wypadałoby powtórzyć za Nietzschem: „Wy twórcy, wyżsi wy ludzie! Kto rodzić musi, jest chory; kto zaś porodził, bywa nieczysty. Pytajcie kobiet: nie rodzi się wszak dla przyjemności. Ból to kurom i poetom gdakać każe. Wy twórcy, wiele w was nieczystego. Jako że matkami musieliście się stać.” (2) Istotnie, pewne odmiany sztuki tłumaczy jedynie nietzscheanizm, ponieważ wszelkie inne ideologie załamują w ich obliczu ręce. Zadaniem artysty jest tworzenie, które często rozbija schematy. Czym jednak chce stać się sztuka, która tworząc niszczy, budując burzy, dając zabiera? Przy czym czynności te są jej potrzebne do pozyskania pewnych elementów, ona chce po prostu dać głos i wierzyć, że jest dobra, nie zważając na wszelkie skutki uboczne. Read More

30 paź

Aleksandra Tetera: Przeprawa przez czas

Piotr Matywiecki, Powietrze i czerń, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009

Poetycka „Podróż“ Piotra Matywieckiego rozpoczęła się w 1975 roku, stając się tytułem pierwszego tomu jego wierszy. Potem autor jeszcze wielokrotnie zdradzał liryczne skłonności. Jego jedenasta książka poetycka, wydana na świat w 2009 roku, została ochrzczona dwojgiem imion: „Powietrze i czerń“.

Dwa pierwiastki, od zawsze istniejące w przyrodzie. Tyle samo je łączy, co dzieli. Powietrze uznane za bezbarwne, w rezultacie może stać się każdym kolorem. Gdy tymczasem czerń jest tylko czernią. Znana z tego, iż przyciągając promienie słoneczne, połyka je i zasklepia w sobie. Być może właśnie dlatego, w powszechnym mniemaniu, potwornie blisko jej do śmierci. Ta natomiast ma wiele twarzy. Read More

30 paź

Weronika Mliczewska: Byczy kac

Każdego roku Pamplona, jak cała północno-wschodnia Hiszpania, tonie przez tydzień w hektolitrach alkoholu. Ulice lepią się od cierpkiego wina, ludzie leżą nieprzytomni na chodnikach, a wszystko to — w rytmie tętentu byków — miesza się z zapachem krwi, unoszącym się nad areną.
Pamplona to małe miasteczko u podnóży Pirenejów. Przez cały rok można napawać się tu spokojem i prowincjonalnym życiem, wolnym od turystycznych atrakcji. Podczas jednego tygodnia w roku, kiedy Pamplona świętuje Wielkie Dionizja, wszystko zmienia się diametralnie.
San Fermin — na hasło to uśmiecha się każdy Hiszpan. Od razu cofa pytanie: „Jak było?”, zakłada bowiem, że przebiegu tej fiesty nikt nie pamięta. Za dużo wina, a może za dużo atrakcji? Read More

30 paź

Zofia Krzywicka: Uśmiech Przybylskiego

Ryszard Przybylski, Uśmiech Demokryta. Un presque rien, Sic!, Warszawa 2009

We wstępie do najnowszego tomu esejów Ryszarda Przybylskiego powraca temat starości, któremu poświęcił autor przed kilku laty swoją „Baśń zimową”. Tym razem ton refleksji jest bardzo osobisty. Pozostanie taki zresztą w kolejnych tekstach „Uśmiechu Demokryta”,
najbardziej prywatnej książce eseistycznej pisarza.

Doświadczenie starości wiąże się ściśle z doświadczeniem pamięci. „Starość to czas dzikiej agresji wspomnień — pisze Przybylski — (…) nagle wyłoniony z pamięci obraz (…) wdziera się nieproszony w strumień myśli i paskudzi ciągle jeszcze rześką aktualność.” Read More