Jarosław Markiewicz: Drzwi z parteru
Jest wczesny i zaraz potem późny zmierzch, matka nie zapala lampy, trzeba oszczędzać naftę, jest na przydział, ona lubi to przechodzenie dnia w noc, jej się zdaje, że dzień umiera i że ona nic nie może w tej sprawie zrobić, i trochę także umiera, trochę omdlewa i trochę zasypia, jej spojrzenie jest tak daleko, i ona tam gdzieś jest na końcu tego spojrzenia, całej matki tu nie ma, są jej ciepłe ręce, szyja i twarz zaczyna świecić jakimś niebieskawym gazem, trochę jak ogień denaturatu do opalania kur – wreszcie matka wpatrzona w swoją dal Read More