Ryszard Sobieszczański: Helmi
Są gwiazdy dalekie
Widzialne i niewidzialne
Te prawie dotykalne
I te zbyt odległe…
Są drzewa ciemne
Tajemnicze, groźne
I takie w których cieniu
Lubię przystanąć… Read More
Są gwiazdy dalekie
Widzialne i niewidzialne
Te prawie dotykalne
I te zbyt odległe…
Są drzewa ciemne
Tajemnicze, groźne
I takie w których cieniu
Lubię przystanąć… Read More
Ty jesteś tą kropelką
co przytula płatek róży
podczas oziębłych nocy
zanim nie ogrzeje jej
wschodzące słońce
Ty jesteś tą kropelką
co ożywia wędrujących
przez pustynię i w tobie
ziarenko odnajduje blask
pełni zaistnienia Read More
Czy ty to jesteś Ty
Z tamtego snu
W Andaluzji
Która koiłaś niepokój
Późnego popołudnia
A marzenie o tobie
Pieszczone dotykiem
Gorących traw
Zamykało mi oczy
Na płonące kamienie
A lekkie falowanie
Wiatru przynosiło
Zapach dojrzewających
Oliwek
I twoich włosów –
Ach rzeko, rzeko jakaś ty szczęśliwa
że tak swobodnie płyniesz sobie hen
i nowe poznajesz zapachy, krajobrazy
A ja wciąż tkwię w tym samym miejscu…
Ach topolo, a ja ci zawsze zazdrościłam
że tyle masz spokoju na wrastanie w głąb
pełni samej siebie i wszystkiego dookoła
bez złudnych euforii i gorzkich rozczarowań –
Usiadłem nad rzeką
i usłyszałem twoje Imię
a przecież to tylko ja
poszedłem nad rzekę
Usiadłem nad rzeką aby
odnaleźć twoją obecność
bo to ja zagubiony tam
szukałem łaski ocalenia Read More
fragment powieści
1.
Ojciec Homera był żołnierzem. Nie pamiętał wymarszu, tylko jego powrót z wojny. Mieszkał wtedy na wsi. Wyprowadzał właśnie krowy na gromadzkie pastwisko, kiedy przed domem zatrzymała się wojskowa ciężarówka. Po chwili z szoferki wysiadł mężczyzna o jednej nodze. Spojrzał na numer domu, włożył kostury pod pachy i przez otwartą bramę wszedł na podwórko. Był zwalisty, twarz koloru cegły. Chciał iść prosto, ale mu się to nie udawało. Przypominał cyrkowca kroczącego po linie. Kiedy upadł, Homer zostawił krowy i podbiegł . Stwierdził, że jest pijany; już spał, zgrzytając zębami. W parodniowym zaroście słońce wzniecało złote cekiny. Pobiegł do ogrodu po babcię. Read More
Wakacje od swego najwcześniejszego dzieciństwa spędzałem zawsze na Kaszubach, gdzie za wąskim pasem lasu, widocznym ze wsi na horyzoncie, rozciągało się morze. Ludzie wsi w tamtym czasie przerażali mnie swym stosunkiem do śmierci, zupełnie innym niż ten, z którym miałem do czynienia w Warszawie. W Warszawie śmierć była właściwie nieobecna w moim życiu, natomiast na kaszubskiej wsi po prostu się o niej mówiło. Chłopcy, z którymi godzinami bawiłem się na szerokiej, piaszczystej drodze wiodącej do sklepu, wiedzieli, że czuwa się przy zmarłym podczas „pustej nocy” i że schodzą się wtedy wszyscy ludzie ze wsi, nawet ci, którzy są ze sobą skłóceni. Read More