20 gru

Michał Murowaniecki: Kwaśne deszcze. Medytacja

1.
a więc zajrzeć tam raz jeszcze? do legolandów,
dni bez ceny, bez nadruku, przewodnika

w kieszeni plecaka? rozprzestrzeniam słowa,
smakują jak agrest na działce, którą sprzedano

wraz ze zgarbionymi śliwami, sekretem altanek,
godzinami w wigwamie, gdzie można się było oddać

przyjemności krwawienia z palca. (zawsze przy studni;
kto grał, ten wie, że studnia i wahadło były najprostsze). Read More

20 gru

Andrzej Ratajczak: Kartografia eteryczna

Katedra jest dzisiaj tamą a stojąca w niej mgła
to umarłe jezioro. Falowanie skrzydeł wzbiera
pod sklepieniem. Moje pięciopalczaste myśli
drżą. Paznokcie to skostniałe płomienie.

Dolewam światła do świata, wody do światła,
by wlać je w swoje wnętrze.
Otwieram furtkę harfy i jej bramę,
zza dwunastu rzęs patrzy oko barokowej gitary. Read More

20 gru

Joanna Lech: Hodowla

Jeszcze nie było mowy o śmierci. Dopiero rosłam i dziadek
co miesiąc odliczał mi centymetry. Dwa, mówił, dwa i trochę więcej.
Wtedy wszystko było proste i spłowiałe, jak jego kapcie. Wystarczyło
badać ruch powietrza, chłonąć światło, milczeć. Nawet w ziemi jeszcze
nie było miejsca dla zmarłych. Sadziłam w niej pestki po zgniłych
jabłkach, strugałam obierki, czekając, aż zacznie kiełkować wilgoć
między palcami, smak porostu na zębach. Tu trzeba uważać, mówił,
patrzeć pod nogi. Nie deptać. Patrzyłam tylko, jak świat wyciąga
korzenie; niesamowite, że nawet trawa wtedy rosła szybciej ode mnie. Read More

20 gru

Joanna Lech: Andergrand

Od wczoraj zima. Zasłonięte okna nie zatrzymują ciepła, więc noc
zaczyna się tu zaraz po świcie i trwa do rana. Mdli mnie od snów,
bo śpię od tygodnia, dopiero od wczoraj chłonę. Śniegu nie widać,
jest w powietrzu i na wyciągniecie ręki, tak samo, jak kawa, pety
i ta głucha cisza, od której powoli rosną mi łuski na plecach, Read More

20 gru

Joanna Lech: Nic z tego

Co było, wydaje się snem. Przecieram oczy
i znowu masz mnie na słowo, na końcu języka.
Wydaję ci się na dotyk, ale zaczynam się kruszyć
od zimna. Jeszcze parę dni, a potem zasypie nas zima
i w końcu przestaniesz się wiercić, przestaniesz chcieć
mnie poruszyć. Będziemy się śnić i zabliźniać, a kiedy
będziesz mnie budził, będę wydawać się bardziej.