Kasper Bajon: ***(W okiennej ramie)
W okiennej ramie,
Na szarym tle,
Czarne zacieki
Topól
I wydrapane brzozy.
W okiennej ramie,
Na szarym tle,
Czarne zacieki
Topól
I wydrapane brzozy.
Łodzią wypływało się o świcie, gdy niebo było w połowie czarne,
A w połowie granatowe. Najtrudniej jest przeżyć. – Powtarzali rybacy,
Wspominając tych, którzy zamarzli zeszłej zimy. Gdzieś w oddali, za biało-
Czerwonymi słupami, krążyły radzieckie patrole. Przed nami prężyła się wyspa. Read More
Doskonale pamiętam pierwszą podróż w głąb świata. Autobusem 134.
W górę rzeki. Pachniała kosztelą zawiniętą w sreberko, którą matka
Włożyła mi do tornistra. Na kolanach „Wyścig” Kare Holt’a
Z Amundsenem na okładce. Tę książkę zacząłem czytać
Jeszcze na wakacjach. Na tyłach daczy, gdzie do nieba piął się łubin. Read More
To nie był fryzjer, tylko balwierz – subtelna różnica znaczenia.
Jego pachnący imbirem zakład mieścił się w dawnym sklepie kolonialnym.
W witrynie straszyły ufryzowane głowy i nieogolone brody,
A męski wzrok przyciągała czeladniczka Asia, która była miękka jak jej imię.
Wszystko w środku wyglądało jak źle opowiadana baśń i jedynie kolczyk
W brwi, nad złamanym nosem nie pozwalał wątpić w rzeczywistość. Read More
Dobrze jest być w odpowiednim czasie, miejscu i z odpowiednimi ludźmi, uczył mnie niegdyś ojciec. Ba! Ale dobrze jest tak powiedzieć – gorzej z praktyką. Czy ten sympatyczny kominiarz, który odwiedził mnie w końcu upalnego lipca z życzeniami noworocznymi – wręczając mi kalendarz kominiarski, nie na nowy rok, lecz na ten trwający już 180. dni – wiedział o tym? Podejrzewam, że nie. Kiedy spytałem go o przyczynę półrocznego poślizgu czasowego – odpowiedział mi rzeczowo: “Proszę pana, ja przecież się nie rozerwę, a jestem tylko zwykłym człowiekiem. Mam do obskoczenia cały warszawski Żoliborz i kawałek Bielan. W wielu miejscach, gdzie składam życzenia noworoczne i wręczam kominiarski kalendarz na szczęście – zasiedzę się czasami dłużej. Bywa tak, że nieraz cały dzień do nocy. Read More
Każdy robi, co lubi. Ja lubię młyn. Jak się przejdę i przeciągnę ręką po maszynach, mam 15 lat. Jak za pierwszym młynowaniem. Od 36 roku młynarz jestem. Przed wojną za Bugiem, po wojnie przed Odrą. W Złotnikach, w Bolesławcu, Jagodzinie i w końcu w Świerzawie. Nie znam innej pracy. I nie znam innego chleba. 55 lat małżeństwa, dwie córki, dwóch synów i chleb tylko własny.
Nad ciastem znak krzyża
Ręce wielkie jak bochny, szerokie jak wisełka do przekładania chleba, popękane jak młyn. Młyn z 80 roku. Młyn i koło, na 6,5 metrów szerokie. Piękne, drewniane osie jak ramiona. Każde wiaderko 50 kg wody garścią czerpało. W 51 roku oś poszła, po 70 latach pracy ramiona opadły. Młyn na 6 lat stanął i zamiast mąką kurzem się przykrył.
Syn: Ojciec przyjechał, a młyn zdewastowany, zarośnięty, martwy. Bez napędu, bez okien. Odremontował, odmalował. 5 miesięcy nie spał, aż młyn ruszył. Read More
Lilla Latus, Jutro to najpiękniejszy dzień tygodnia, Nowy Świat, Warszawa 2007
(…)
mogę nawet umrzeć
pod warunkiem
że będę mogła potem
z wami o tym porozmawiać
W tych czterech krótkich wersach, kończących wiersz Sine qua non, zawiera się, w moim przekonaniu, istota poezji Lilli Latus – pragnienie kontaktu, rozmowy. Z sobą samą i z innymi ludźmi. Read More