Dariusz Szymanowski: Orkiestra dęta
Jankowi
Chłopcy nigdy nie opowiedzą o tym, co się stało. Ojciec, od zawsze ponury, pogrąży się jeszcze bardziej w milczeniu, jego twarz mimo to będzie cicha i spokojna. Staremu Zubrzyckiemu przyjdzie sprzedać chałupę i wyjechać do krewnych do Gdańska. Wszystkie instrumenty zarekwiruje naczelnik wydziału kultury i ponoć sprzeda je na złom. Błażukom urodzi się syn. Pochowają go obok matki.
W roku 1953 nikt nie spodziewał się cudu. Owszem, zdarzyło się raz, że jednemu z gospodarzy krowa ocieliła trojaczki i nawet powiatowy weterynarz nie mógł się nadziwić. Aż nawet delegacja z Warszawy przyjechała, naukowcy różni i redaktorzy, co zdjęcia robili, ale po jakimś czasie wszystko ucichło i nikt nie pamiętał ani naukowców, ani redaktorów. Cała okolica: Pajtuny, Sklajboty, Mokiny, przez Bark i Rejczuchy, Tumiany aż po Nerwik i Giławy, nie wierzyła w cuda. Nie w takie w każdym razie, o jakich pisali w gazetach. Tu, na północy, ludzie wierzą, że gdy ktoś umiera, to jego dusza opuszcza ciało i wychodzi na pola. Każda dusza potrzebuje przestrzeni, dlatego w domu nieboszczyka otwiera się wszystkie okna, aby jego dusza mogła wylecieć na świat. Ale dusza to nie ciało. Nie widać jej, jak nie widać wrześniowego horyzontu za mgłą. Read More