08 lip

Marek Kochan: Herrenvolk

Obudzili się w Kutnie, zjedli śniadanie, rozmawiali, a potem za oknem pojawiło się NRD. Rozgrzebane, niedokończone budowy, bieda–domki, wraki samochodów, zapyziałe ogródki działkowe. Znacznie gorzej, niż po polskiej stronie. A przecież wpompowali tu miliardy marek, powiedział. Wrócili do przedziału i Robert przebrał się w garnitur. Później może nie mieć na to czasu, wyjaśnił jej. Po godzinie wysiedli na Ostbanhof. Na peronie czekała młoda kobieta w szarym kostiumie, z plakietką firmy i identyfikatorem na szyi. Mówiła po polsku dosyć poprawnie, ale z akcentem. W hallu dworca minęli mały pchli targ. Była niedziela. Nie mieli jednak czasu, by oglądać bibeloty. Przed dworcem czekał mały bus. Kobieta bardzo się starała. Chciała, żeby się dobrze czuli, a może zależało jej na opinii, którą mogą przekazać o jej pracy zwierzchnikom. Może od tego zależała jej kariera, powiedział później Robert. Opowiadała im o mijanych budynkach. Gdzie jest muzeum, gdzie opera, które budynki najlepiej ogląda się z okna statku wycieczkowego, opływającego Szprewą miasto dookoła. Read More

08 lip

Nowe nazwiska. Justyna Białowąs: Rodzice mojego ojca

Rodziców mojego ojca znam tylko z porcelanowych zdjęć na grobowcu. Nie wyglądają zachęcająco. Do obydwu smutnych wydłużonych twarzy miałam w głowie zasłyszaną etykietkę. Babcia Barbara: bardzo pobożna, tradycjonalistka. Dziadek Marcin: milczący, jego każda wypowiedziana kwestia była poprzedzana długim namysłem. Ich grób jest w Łukowie, więc musiałam na nich patrzeć tylko raz w roku w listopadzie. W domu jest tylko jeszcze ich ślubne zdjęcie: są młodsi, ale mają coś ze swojej grobowej powagi. Tłumaczyłam to tym, że nie znali się przed ślubem, pobrali się na mocy umowy swoich rodziców. Wydawało mi się to straszne i niesprawiedliwe. I całkowicie pozbawione uroku. A wszystko to dlatego, że nikt nie opowiedział najciekawszej historii o ich rozstaniu. Read More

07 kwi

Krzysztof Varga: Aleja Niepodległości (fragment)

Poszedłbyś?, zapytał nagle Fidelis, odstawiając, a może podnosząc szklankę z piwem. Dokąd? Nigdzie nie chce mi się chodzić, tu jest przyjemnie, odparł Krystian i pociągnął kolejny duży łyk, bo piwo wyjątkowo mu dzisiaj smakowało. Poczuł, że nie odstawi szklanki, dopóki nie dopije do końca, a właściwie to poczuł, że chciałby się ukryć w tym piwie, w jakiejś wielkiej piwnej pianie złudzeń, w której nikt by go nie wypatrzył. Do powstania czy byś poszedł, sprecyzował Jakub. Kiedy? Teraz?, zdziwił się Krystian, bo nie bardzo rozumiał, o co Jakubowi chodzi, to prawda, że nie bywał ostatnio na mieście, więc mógł coś przeoczyć, od dawna nie było w tym kraju prawdziwego powstania, więc może wreszcie jakieś wybuchło. W ogóle czy byś poszedł, bezlitośnie, choć już niecierpliwie drążył Jakub, wtedy i teraz, gdybyś żył w 1944, czy byś poszedł, i gdyby było powstanie dzisiaj o siedemnastej, to czy byś poszedł, nie o datę mi chodzi, tylko o to, czy teoretycznie byś poszedł, gdyby było powstanie, czy byś poszedł do powstania, pytam się. Read More

15 gru

Radovan Brenkus: Usiądźcie sobie, przedstawienie się kończy

Zgasły światła, ustał gwar. Rampa rzucała szarość na scenę, na której rozpościerała się ledwie dostrzegalna kurtyna. Mgliste przyciemnienie ukrywało sylwetki dwóch postaci, nie wskazywało, czy w ogóle ktoś tam jest. Ich statyczna, nieokreślona poza wprost wymuszała jakąś niepewność, tak samo dziwną, jak wrażenie, które wywołały pochodnie, gdy się same zapaliły bez udziału postaci, lub przybycia tam jeszcze kogoś innego. Dopiero płomienie pochodni ukazały naturalny ruch kobiety rozmawiającej z mężczyzną, a w tym ruchu rozpłynęło się specyficzne poczucie zaniepokojenia wypływające od niepamiętnych czasów, z czegoś nieznanego.
— Zabijesz królową Natrycję. Załatw to jak wypadek, aby nie padło żadne podejrzenie — nakazuje baronowa Kalmen słudze Tumarowi. Read More

15 gru

Andrzej W. Wodziński: Tupot małych stóp

Łatwiej rozbić atom, niż zabobon.
Albert Einstein

Umyj, uczesz psa, psem jest i psem pozostanie.

Jeśli pani chce tak naprawdę wiedzieć, pani Heller, co ja myślę o tej pani Lilith, która ponad pół roku temu sprowadziła się tu do naszej podwrocławskiej wiejskiej osady „Kocie Pole”, to pani szczerze, jak na spowiedzi powiem. A było to tak, gdy tylko ona u nas zamieszkała, to już na drugi dzień moje kury przestały się nieść, a cztery krowy pani Jadzi Miodek dawały od tej pory o połowę mleka mniej. Obowiązkowy do tej pory w pilnowaniu obejścia nasz „Burek” urwał się z grubego, żelaznego łańcucha przy budzie i pognał do „Diany”, suki rasy Labrador, będącej własnością pani weterynarz Zosi Duracz. Pobiegł, zapędził się szalony sobaka aż do samego gabinetu lekarskiego pani doktór. A później całymi dniami włóczył się po wsi w poszukiwaniu przypadkowych kontaktów płciowych z przygodnymi wiejskimi sukami. Read More

15 gru

Rafał Wojasiński: Niebo dla Meli

Z podwórza rozciągał się widok na przestrzeń, w której nie było domów. Na podwórzu, naprzeciw domu, stała stodoła połączona z oborą. We wnęce, pomiędzy budynkami, Władysław ustawił dwie budy. Przed jedną z nich stał pies na łańcuchu.

Władek był moim dalekim sąsiadem, ale chętnie chodziłem do niego polną drogą, która przechodziła pomiędzy dwoma stawami. Żona Władka leżała w szpitalu ze swoim nowonarodzonym dzieckiem. Chciałem do Władka pójść dzień wcześniej, ale tak mi się dobrze spało na workach w letniej kuchni przy szkole, że nie chciałem nic robić. Poszedłem do niego w końcu w środę, wcześnie rano. Zimne powietrze orzeźwiało mnie przez kilka minut, potem zrobiło mi się zimno. Widziałem z daleka Władka, jak siedzi przy studni na krześle i obiera kartofle. Read More

15 gru

Łukasz Gołębiewski: Złam prawo (fragment)

Glista

Na podwórko, pod trzepak przychodziła czasem mała zalękniona dziewczynka, wołaliśmy na nią Glista. Przezwisko niezbyt piękne, ale i Glista nie wyróżniała się urodą. Miała dwóch starszych braci bliźniaków i to chyba oni tak ją ochrzcili, bo chuda i brzydka. — Glista, spadaj stąd, nie widzisz, że się bawimy? — odganiali ją, kiedy smętnie patrzyła, tuląc w ramionach jakąś szmacianą lalkę czy brudnego pluszowego jamnika. — Glista, idź do mamy, nie strasz ludzi! — krzyczał jeden z braci, a drugi zanosił się krótkim, urywanym śmiechem. Śmiał się tak samo ze wszystkiego, nawet z ojca gdy ten pijany ganiał za nim, wymachując paskiem. Read More