27 maj

Andrzej Muszyński: Dziennik północny (fragmenty)

Dzień 1

No tak, znów nie ma światła. Dobrze, że już leżę. Łóżko jest szerokie i twarde. Zwijam dłonią w kulkę tiule szorstkiej moskitiery i nie spuszczam wzroku z żarówki. Gaśnie, zanika, ale nagle zaczyna nerwowo pulsować, rośnie, po czym znów przygasa. Mówili, że będzie światło, to czekam. Przecież jeżdżę tu, żeby wprawiać się w czekaniu. Rozpala się, rozdyma i zasklepia. Ta żarówka jest czerwona, ale to jest czerwień dopalającego się żaru, to jest nieme prychanie w nadziei na życie, które nie może się już zdarzyć. Rozbudza się, bezsilnie gorączkuje i zasypia. Jeszcze chce, a nie będzie. To jest miniaturowe słońce w fazie czerwonego olbrzyma, bezbolesny model zapaści świata trzy metry nad moją głową. Takimi rzeczami zajmuję się 23 marca 2012 roku w jednostce wojskowej w Putao u podnóży Himalajów Birmańskich.

Read More

03 lip

Filip Porębski: Mamo, idziemy ukraść niebo!

Luśka od kilku dni zastanawiała się, jaki prezent mogłaby podarować swojej mamie na urodziny. ,,Może jakiś naszyjnik? Albo sukienkę… Nie! Najlepiej bransoletkę… A może nową perukę? Chociaż nie, bo w tej co ma teraz, to wygląda jak królewna…” – myślała dziewczynka.
Na samym początku postanowiła rozbić swoją świnkę-skarbonkę i przeliczyć pieniądze, które zbierała przez cały rok.
– Co robisz, kochanie? – zapytała babcia, gdy weszła do pokoju wnuczki.
– Liczę pieniążki na prezent dla mamy.
– A no tak, urodziny mamy już za dwa dni… Pomóc ci? Read More

03 lip

Józef Częścik: Anatomia diabła

My, chłopy, wiedzieli i nasze baby tyż wiedziały, że on posuwa nockami te czarownice Baśke na końcu wsi. My ino tak udawali, że to dla nas ganc egal. Niech se tam robi, co chce, jego to czarci interes. Jaż wreszcie skończyła sie nasza i bab cierpliwość, to sie na niego zaczailim i zapolowalim.
Oj, na różniaste dziwa my juści polowali! W lesie na ten przykład na krasnale. Na wnyki je bralim. Idzie se taki krasnal bez las w swoji krasnyj kapocie i w czapce jak u świntego Mikołaja, a my go cap na wnyk! Nasze baby bardzo se chwaliły, jak takich nałapało sie  całom opałke, bo to robotne stwory były. Wrócił chłop z lasu z opałkom pełnom krasnali, wysypał je na środek izby i ino krzyknoł jak na swojom od ołtarza: Read More

03 lip

Aleksandra Domańska: Notatki Drugie

1. Opowieść o biegu terenowym

Szłam pod prąd. Trasa biegu terenowego urządzonego tego dnia w Kampinosie w znacznym stopniu pokrywała się ze szlakiem mej wędrówki, tyle że ja rozpoczynałam marsz w miejscu, który dla biegaczy miał być metą. Toteż przez znaczną część trasy maszerowałam pustą drogą. W końcu zza zakrętu wyłonił się pierwszy zawodnik. Był czerwony, zasapany (upał był straszny i nie było wiatru), ale był sam i był pierwszy, pozostawiając w tyle konkurencję. Jest dobry – pomyślałam z uznaniem. Zaczęłam wypatrywać tych, którzy mogliby mu zagrozić. No i pojawili się. Read More

03 lip

Anna Rozwadowska-Zając: Miałam tylko szesnaście lat

Ten dzień zapowiadał się przepięknie. Słońce świeciło od rana, dając złudne poczucie wolności. Nic nie zapowiadało zbliżających się wydarzeń, które w dużej mierze wpłynęły na życie kilku osób. To był 141. dzień po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce. Trzeci maja 1982 roku. Poniedziałek.

Wieczorne nabożeństwo w kościele Mariackim w Gdańsku miało zacząć się o osiemnastej. Wszyscy wiedzieli, że nie będzie to zwykła msza. Gdańska inteligencja, robotnicy, studenci i uczniowie chcieli zgromadzić się w jednym miejscu, aby wspólnie modlić się za ojczyznę w tych trudnych czasach. Wiedzieliśmy, że będzie to manifest przeciwko W.R.O.N. – Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego, która objęła ster władzy trzynastego grudnia poprzedniego roku, oraz przeciwko wszelkim jej poczynaniom. Read More

03 lip

Mój Gdańsk – Ewa Pobłocka

W styczniu 1958 roku moi rodzice wprowadzili się do zdobytego mieszkania kwaterunkowego w Gdańsku Oliwie przy ulicy Kwietnej. Cały ich dobytek stanowiły trzy walizki i wózek niemowlęcy, w którym leżałam ja. Miałam wówczas kilka tygodni. A to mieszkanie w kamienicy z 1898 roku miało pozostać moim domem rodzinnym przez prawie 60 lat. Teraz po odejściu obojga rodziców dalej tu mieszkam, oglądając ten sam przepiękny widok z okna na wzgórze Pachołek, które w zależności od pór roku mieni się różnymi kolorami. Z wykuszu wychodzącego na trzy strony świata widać trzy różne „obrazki”. Read More

20 paź

Daniel Odija: POŻEGNANIE ZYGMUNTA

Tylko w spokoju można dotknąć skóry życia, pewnie tak by powiedział Zygmunt, gdyby jeszcze żył. Ten jego poetycki słownik nie przystawał do pokarbowanej skóry na twarzy, którą teraz ściągnął pośmiertny zakalec. Jeszcze dwa dni temu na twarzy grały te wszystkie dni na polach i w lasach odczuwanych i wchłanianych przez każdą zmarszczkę, ale zbyt duża dawka samogonu wypita przy świniobiciu, odbezpieczyła tykającą gdzieś w ukryciu bombę, która eksplodowała  i  napędziła krew do mózgu, zalewając świat oczu, ucha i języka apokalipsą ostatniej minuty. Oczy przestały widzieć, uszy słyszeć, język odczuwać smak. Głos ugrzązł w krtani i już wiadomo było, że nie wypowie swojego imienia. Read More