05 paź

Karol Maliszewski: Niedźwiedź, literatura i eksmisja

W tym śnie najbardziej irytowało to, że niczego nie rozumiem. Zazwyczaj jest inaczej. Figurant ego, ten niby ja, empatycznie akceptuje zastany porządek wydarzeń (czuje się jak ryba w wodzie?) i jest przezeń akceptowany. Rzadko zdarzają się sny, w których proporcje i relacje odwracają się tak diametralnie, że nie wiem, co ze sobą zrobić. Ty nie rozumiesz sytuacji i sytuacja nie rozumie ciebie.

W śmiertelnej ciszy, w gęstej mgle posuwaliśmy się ścieżką w głębokim śniegu. Uparłem się, żeby przystanki robić w miejscach pokrytych krwią. Syn nie protestował. Krew nas nie interesowała ani też szczątki rozerwanego zwierzęcia. Chodziło o to, że w tych miejscach zdeptany śnieg umożliwiał chwilę wytchnienia. Można było przykucnąć. Wyjąć z plecaka termos i wlać w zamarznięte usta parę kropel herbaty z nalewką. Kiedy po lewej zamajaczyło w zaroślach kilka czarnych skałek, droga zaczęła się wznosić. I było coraz gorzej, coraz bardziej stromo. W pewnym momencie zabrakło mi tchu i zacząłem się zastanawiać, czy nie zawrócić. – To pójdę sam – oświadczył syn. Na to nie mogłem pozwolić. Teraz on przecierał szlak, ja posuwałem się za nim krok w krok. Mgła zgęstniała. I to chyba było przyczyną zgubienia szlaku. Już nie wypatrywaliśmy niebieskiego koloru na zaśnieżonych pniach świerków i buków. Nie było żadnych pni. Góra (albo coś w jej imieniu) potężniała, narastała, szumiała. Tak jakby dosłownie stawała się Wielką Sową. Toczyła się jakaś walka z naszym udziałem, coś się miało wypełnić. – Po co mnie prowadzisz na szczyt? Te słowa nie padły, ale intencja wisiała w powietrzu. Dużo działo się poza nami, ktoś nas wpisywał w swoją opowieść. Niczego nie rozumiałem. Nie układało się po mojej myśli, nie zgadzało się z moim wyczuciem narracji. Chciałem wyjść z tej książki. Read More

28 wrz

Mirosław Bańko: Misie i cisie

Coraz więcej osób mówi: „Mi się to nie podoba”, „Mi się wydaje, że…” i podobnie. Ilekroć to słyszę, mam ochotę szyderczo zapytać: „Ci się to nie podoba?”. Ale zachodzi obawa, że wkrótce szyderstwo okaże się nieskuteczne, a „misie” znajdą się w normie nie tylko zwyczajowej.

W celowniku mamy do wyboru dwie formy: nieakcentowane „mi” i akcentowane „mnie”, stąd „To mi się podoba” (z akcentem na „to”), ale „Mnie się to podoba”. Tak było dotąd i tak – chciałoby się powiedzieć – nadal powinno być. Na świecie jednak chyba nic nie jest wieczne, a język przechodzi do wieczności dopiero wtedy, gdy wymrą jego użytkownicy.

Z punktu widzenia ekonomii języka „misie” są wręcz godne pochwały. Celownikowe „mnie” jest bowiem mało wyraziste, obsługuje też dopełniacz, biernik i miejscownik. Usuwając tę formę z celownika na rzecz wyrazistego, bo swoistego dla tego przypadka „mi”, upraszczamy więc polski system zaimkowy (nie pierwszy raz w jego historii), a niewiele tracimy: akcent i tak słychać, a nawet przeważnie widać, nie trzeba go więc wspomagać przez użycie specjalnej formy. Nie jest jasne, czy to uproszczenie wzmocni słabą pozycję celownika w polszczyźnie (raczej nie) i czy przez analogię akcentowane „tobie” zostanie wyeliminowane na rzecz nieakcentowanego obecnie „ci” (obawiam się, że tak). Zamiast jednak wróżyć przyszłość „misiom” i „cisiom”, wolę potraktować je jako punkt wyjścia do pytania o wiek emerytalny. Read More

21 wrz

Jerzy Górzański: Carambar i makagiga

Wydawnictwo Lokator wypuściło niedawno na rynek Pamiętam że Georges’a Pereca. Znanego u nas z takich książek, jak Życie instrukcja obsługi (rewelacja!), Gabinet kolekcjonera, Urodziłem się. Eseje, Człowiek, który śpi.

Perec żył krotko – 46 lat. Urodzony w 1936 roku. Mniej więcej moje pokolenie – dwa lata ode mnie starszy. Dlaczego to takie ważne? Ano dlatego, iż Pamiętam że – przynajmniej dla mnie – ma charakter autobiograficzny, wspomnieniowy. Autorem przekładu i przypisów, rzetelnych i istotnych, jest Krzysztof Zabłocki.

Zapiski Pereca dotyczą lat 50. XX wieku, ale nie tylko – również lat 30., czy 40., a nawet 70. Polecam Pamiętam że czytelnikom z pokolenia Pereca (no i z mojego przy okazji), chociaż urodzeni wcześniej czy później też zapewne znajdą się pod wrażeniem tej niezwykłej książki. Read More

31 sie

Mirosław Bańko: Proste, a więc prawdziwe

Psychologowie twierdzą, że informacja prostsza do przyswojenia ma większe szanse, by ją uznano za prawdziwą, niż informacja, którą przyswoić trudno. Nic dziwnego, że tak oporne na zmiany są stereotypy: wszystko, co pasuje do założonego obrazu świata, wydaje się bardziej wiarygodne i ów obraz utrwala, to zaś, co nie pasuje, jest podejrzane, kwestionowane, w najlepszym razie ignorowane.

Na łatwość przyswajania informacji – czy też, jak wolą psychologowie, na łatwość ich przetwarzania – ma wpływ wiele czynników. Nawet sposób zapisu się liczy: słowo drukowane jest odbierane jako bardziej wiarygodne od pisanego nie tylko ze względu na prestiż druku, ale dlatego, że jest bardziej czytelne. Nawiasem mówiąc, książki drukowane nie od razu cieszyły się prestiżem: ludziom żyjącym w początkach epoki drukarstwa wydawało się, że to rękopis jest wyrazem duszy (natchnionej przez Boga), a książka drukowana będzie pełnić rolę poślednią.

Read More

31 sie

Karol Maliszewski: Internet i poeta

Dość długo obejmował mnie chłód biorący się z niechęci, wręcz nienawiści, pewnego studenta. Z większością nie mam problemów. Dobrze i mądrze nam się żyje. A tu jeden ubzdurał sobie, że napisze pracę licencjacką pt. „Współczesny teatr – sztuka homoseksualistów dla homoseksualistów”. Nie przypadło mi to do gustu, choć zdolności, pasję i znajomość rzeczy tego młodzieńca podziwiałem od dawna. Wolałbym, żeby te świetne cechy, i energię intelektualną, ulokował w innym projekcie. W czymś, co jest do skonkretyzowania i uszczegółowienia. Z faktu, że kilku polskich inscenizatorów i aktorów „wyszło z szafy” i afiszuje się swoją odzyskaną tożsamością płciową, nie wynika nic takiego, co przekładałoby się na wartość kreowanej przezeń sztuki. Nie boję się takich tematów. Boję się intelektualnej hucpy. Biedny student, ile by się musiał napocić, by sprostać tak naciągniętej tezie. I do czego by to doprowadziło? Do następnej ściany, za którą pustka.

Read More

24 sie

Piotr Wojciechowski: Pisarz w kraju średniej wielkości

Pisanie o książkach jest samo z siebie wyższą formą bytu niż pisanie książek, ale gdy o książkach pisze się głupio, podle lub niedbale, czyni się zło gorsze od tworzenia niedobrej literatury. To daję sam sobie za przestrogę, bo biorę się właśnie do pisania o książce. Czy nie jest głupie pisanie o książce, której inni, Czytelniczki i Czytelnicy „Wyspy” nie przeczytają, a więc nie wejdą ze mną w spór, czy dialog?

Nie będę tego wiedział, podobnie jak nie dowiem się nigdy, czy rzeczywiście tom Czasy i przyjaźnie Stanisława Wujastyka nie ma szans czytelniczych u „wyspiarzy” jako literatura trudno dostępna, staroświecka, a w pewnym sensie środowiskowa. Stanisław Wujastyk pochodzi z Lubelszczyzny, z niezamożnej rodziny  ziemiańskiej. Ukończył szkołę lotniczą w Dęblinie, podczas kampanii wrześniowej dowodził eskadrą szkoleniową, której pilotów udało mu się wyprowadzić do Rumunii. Awantury wojenne zakończył w Anglii jako polski pilot w RAF, potem uzyskał licencję pilota cywilnego, latał wszędzie i na wszystkim, od Afryki po Afganistan, jego ostatnim samolotem był osobisty odrzutowiec króla Maroka.  Zawsze pisał, a od końca wojny  był  twórczym uczestnikiem życia teatralnego i literackiego Polonii. Dziś – sędziwy, ale młody duchem mieszka w Monachium. Poznałem go dwadzieścia parę lat temu, gdy zaraz po utworzeniu Stowarzyszenia Pisarzy Polskich zrobiliśmy w Warszawie wielkie spotkanie z polskimi pisarzami z emigracji.

Read More

24 sie

Jerzy Górzański: Szablon w dłoń!

Ostatnio karierę robi szablon językowy, często powtarzany i często pisany, dotyczący pękania – ktoś nie pęka albo coś nie pęka. Nie pęka, czyli jest odważny, a może nawet pewny siebie. Niczego się nie boi i nikt mu nie podskoczy. W witrynie sklepu z kosmetykami przeczytałem napis: „Lakier pękający w sprzedaży”. To znaczy, że ten lakier nie musi pękać, bo właśnie pęka. Chociaż wolę lakier, który nie pęka. Lakier niepękający organicznie jest mi o wiele bliższy.

W gazecie sportowej – tego samego dnia – przeczytałem tytuł „Polki nie pękają”. Chodziło o polskie siatkarki przygotowujące się do meczu ćwierćfinałowego z Serbkami podczas mistrzostw Europy. Lakier na ich paznokciach może pękać do woli, ale nasze dziewczyny nie pękną ani na chwilę. Niestety pękły – Serbki gładko je ograły. Następnego dnia przeczytałem w poważnej gazecie nagłówek: „Nie da się dokładnie zważyć mózgu księgowego”. Sam nagłówek – daleki od szablonu językowego – wydaje się słuszny. Mózg pracownika finansowego to nie kiełbasa, nie da się go podzielić na pęta, zważyć i zawinąć w folię. Read More