Tomasz Rowiński: O bólu czytania
Jacek Dukaj, Król Bólu. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010.
Czytanie zbioru powieści (sic!) Jacka Dukaja Król Bólu to moje drugie podejście do prozy tego autora. Pod pewnymi względami oba te podejścia są dla mnie bardzo podobne i to pomimo tego, że „przedmioty” znacznie się różnią. Ten krótki zapis doświadczeń z książkami autora Wrońca wprost wskazuje, że nie jestem zawziętym miłośnikiem twórczości Dukaja. Trzeba dodać – wiele wskazuje, że już także raczej nim nie zostanę. Od dawna planowałem przeczytanie nagradzanego, tysiącstronicowego Lodu. Po lekturze Króla Bólu prawdopodobieństwo dopełnienia tego planu bardzo się oddaliło. Zwyczajnie, trudno mi przewidzieć, bym był w stanie sprostać takiemu wyzwaniu. Zaczynam też rozumieć tych, którzy o twórczości Dukaja wypowiadają się z szacunkiem, ale jednak przyznają, że Lód porzucili po stu, czy dwustu stronach.
Oczywiście to, co powyżej zostało powiedziane, w kwestii długości tekstów i trudności ich czytania, odpowiada tezie wyrażonej przez Dukaja w publicystyce. W jednym ze swoich tekstów (Za długie, nie przeczytam, „Tygodnik Powszechny”) pisze Dukaj o niezdolności czytania, przez użytkownika zhipertektualizowanego internetu, literatury pisanej w klasycznym powieściowym czy eseistycznym stylu. Jeszcze ważniejsze od stylu jest to, że nie jesteśmy w stanie czytać tekstów długich, wymagających zatrzymania się. Nawet powieści (Dukaj podaje przykład trylogii Millenium Larssona) są teraz przykrajane na miarę blogów i składają się z krótkich rozdziałów i krótkich paragrafów nieustannie przenoszących czytelnika w inne miejsca snutej wielowątkowej narracji. Taka strategia zabezpiecza przed znużeniem tych, dla których wiszący w sieci tekst liczący dziesięć tysięcy znaków (a może już teraz pięć czy trzy) odstrasza. Ponoć ten sam proces dotyczy znaków wydrukowanych.