Numer 2/2013
Zapraszamy do lektury wybranych fragmentów oraz do zapoznania się z całym numerem dostępnym w Empikach oraz w księgarni internetowej Virtualo.pl. Pełny spis treści poniżej.
Zapraszamy do lektury wybranych fragmentów oraz do zapoznania się z całym numerem dostępnym w Empikach oraz w księgarni internetowej Virtualo.pl. Pełny spis treści poniżej.
Wbrew sobie: rozmowy z Tadeuszem Różewiczem, opracowanie Jan Stolarczyk. Biuro Literackie, Wrocław 2011.
Pogodna twarz Tadeusza Różewicza na okładce antologii Wbrew sobie, zawierającej ponad pięćdziesiąt wywiadów, zaprasza do lektury. Wszechstronny twórca – określający siebie jako realista, sensualista i materialista – w celnie sformułowanych myślach, wyraża poglądy na poezję, teatr oraz sztukę. Wspomina bliskich mu ludzi jak i zdarzenia z własnej biografii. Odsłania się intelektualnie.
Rozmówcami autora Zwierciadła są między innymi: Konstanty Puzyna, Maria Dębicz, Stanisław Bereś, Krystyna Czerni, Kira Gałczyńska, Adam Czerniawski, Richard Chetwynd, Jerzy Jarocki, Anna Żebrowska. Większość wywiadów stanowi ważki przyczynek do zrozumienia jego dzieła.
Conrad a Polska, pod redakcją Wiesława Krajki. Wydawnictwo UMCS, Lublin 2011.
Pisząc rozprawę doktorską, analizującą przykłady archetypu geniusza zła występujące w literaturze światowej, dostrzegłem, że fenomen Josepha Conrada osadza się nie tylko na związkach autora Jadra ciemności z Polską. Fenomen ten przejawia się również w, wydawać by się mogło, niewyczerpanym zbiorze pozycji książkowych, czasopism oraz innych dzieł krytyczno-literackich, dosłownie rozkładających na czynniki pierwsze jakże bogatą twórczość tego pisarza. Nie napiszę tutaj nic odkrywczego, stwierdzając, że takie czasopisma jak „Conradiana – A Journal of Joseph Conrad ” (USA), „The Conradian – Journal of the Joseph Conrad Society” (Wielka Brytania), „CON-texts – The Journal of the Joseph Conrad Society (Polska), „L’Epoque Conradienne” (Francja), „Conrad Studies” (Japonia), bądź seria Conrad: Eastern and Western Perspectives (Polska / USA) w sposób wręcz niebywały naświetlają oraz uwypuklają fenomen Conrada, przyczyniając się w znaczny sposób do rozwoju szeroko pojętej Conradologii. Wydawać by się więc mogło, że Conradologia rozwija się w sposób niemal doskonały, lecz nie jest to do końca prawda. Z tego też powodu, bodźcem do napisania recenzji Tomu 1 – Conrad a Polska – serii naukowej Joseph Conrad a Polska, Europa Środkowo-Wschodnia i Świat (redakcja naukowa serii – prof. dr hab. Wiesław Krajka) jest wyczuwalny brak na polskim rynku pozycji krytyczno-literackich poddających pod głębszą analizę twórczość Polaka, Josepha Conrada, właśnie w języku polskim. Prawdą jest, że oprócz takich pozycji jak fundamentalne Dzieła (pod redakcją Zdzisława Najdera), ostatnia dekada (od 2000 roku) nie była świadkiem eksplozji polskich książek analizujących fenomen Conrada – przykłady można policzyć na palcach jednej ręki (np. Wokół Conrada Pawła Dzianisza (2008), Życie Conrada-Korzeniowskiego Zdzisława Najdera (2006), bądź Joseph Conrad – spory o biografię autorstwa Agnieszki Adamowicz-Pośpiech (2003)). Jestem przekonany, że Tom 1 serii będzie pozycją umożliwiającą przełamanie tego impasu. Read More
Miłośnicy polszczyzny też chcą mieć swojego newsa: raz po raz pytają, czy słowa „poszłem” i „włanczać” są teraz poprawne, bo podobno jacyś językoznawcy ogłosili, że już są. Taka zmiana jednych by ucieszyła, mogliby legalnie mówić tak, jak zawsze mówili. Dla innych byłaby jak trzęsienie ziemi albo wręcz koniec świata.
Oczekiwanie, że ktoś za nas zrobi porządek z naszym językiem, świadczy chyba o rosnącej frustracji. Jesteśmy przekonani, że polszczyzna się psuje, że zaśmiecają ją obce naleciałości (takie jak wyżej wymieniony „news”) i wyrazy wulgarne, najwyższy czas, żeby ktoś nam pokazał, jak mamy mówić i pisać. Kiedyś wzory dawali tzw. dobrzy pisarze, ale od dawna takich już nie ma. Zostali sami źli, którzy język traktują samolubnie i zamiast starannie pielęgnować ogródek polszczyzny umyślnie sadzą w nim chwasty i trzymają dzikie bestie. W tej sytuacji cała nadzieja w językoznawcach. Ale co zrobić, gdy nawet o nich słychać, że zamierzają się zgodzić na „poszłem” i „włanczać”?
Tym razem bez przypomnień. Chyba że ten długi, przeraźliwie literacki, sen potraktujemy jako coś w rodzaju partytury przypomnień. Śnią się przypomnienia, przypomina się sen. I pojawia się tytuł, który nie ma związku.
Trwa głupia chwila pełna obustronnego zażenowania. Bo ono jest obecne na twarzach tych, co chcą wysiąść, i tych przemykających za zaparowaną szybą, poruszających się niespokojnie na peronie. Tym razem odpuściłem sobie dzierżenie sztandaru. Wcisnąłem się w jakąś szparę, ustąpiłem. Niech tam inni się szarpią, ujawniając publicznie stan muskulatury. Niech pierwsi przenikają na zewnątrz, łącząc światy, ten rozedrgany, gorący ze statecznym i zimnym. Wysiadam ostatni. Od razu zwracam uwagę na plakaty ze swoim nazwiskiem. Powoli dworzec się wyludnia. Jaki tam dworzec? Daj sobie siana! Jakby ktoś spuścił powietrze z napakowanego kadru. Z dworca zrobiła się stacyjka. Coś jest na rzeczy z tym sianem. Tutejsi mieszkańcy trzymają je w stojących na martwej bocznicy wagonach. Tam trzeba iść, żeby dostać się na ścieżkę prowadząca do ośrodka kultury. Muszę przecież zdążyć na 17. Wystarczy dreptać za tłumem. Nawet nie sądziłem, że mam tylu fanów. Eee, pewnie przyjechali, by oglądać młodych szokujących poetów… Po chwili ścieżka rozwidla się. Tłum skręca w lewo, w stronę majaczącej na horyzoncie wieży kościoła. Co jest? Odwracam się. Widzę wielki napis nad stacją. Licheń. Ach, tak. Ci ludzie na pielgrzymkę, a nie na poetycki wieczór… Zaczynam się śmiać. Jeszcze przed chwilą czułem się tak ważny, zaprosili mnie na festiwal, ho, ho.
Lidia Ostałowska, Farby wodne. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.
Nominowany do Oscara film Agnieszki Holland W ciemności oraz reportażowa książka Lidii Ostałowskiej Farby wodne to najnowsze wytwory sztuki poświęcone problemowi holokaustu. Zainteresowanie nimi ze strony publiczności pokazuje, że mimo upływu lat temat nie został wyczerpany i wciąż rodzi pytania, na które należy szukać odpowiedzi.
Fabuła Farb wodnych ogniskuje się wokół losów postaci artystki Diny Gottliebovej, czeskiej Żydówki, która w 1943 roku w jednym z bydlęcych wagonów trafia do obozu Auschwitz-Birkenau. „Znalazłam się na innej planecie” – powie po latach w wywiadzie. Hitlerowcy kierują ją do pracy przy malowaniu numerów na barakach. W prozaicznej z pozoru czynności obozowe straże dostrzegają zmysł artystyczny. Esesmani dostarczają jej zdjęcia swoich żon, narzeczonych i dziewczyn. Chcą, by tworzyła dla nich portrety. W końcu na jej talencie poznaje się doktor Josef Mengele, który właśnie prowadzi przerażające eksperymenty medyczne na uwięzionych w Auschwitz Cyganach. Anioł Śmierci chce, by Dina z fotograficzną wręcz precyzją ilustrowała akwarelami wyniki jego diabolicznych badań. Bohaterka posłusznie się podporządkowuje. „Jak pracowałam w obozie cygańskim, nie musiałam stać na apelach, nic nie musiałam robić, tylko rysować. Kiedy Mengele szedł na obiad, mi też przynosił coś do jedzenia. To był jedyny czas, kiedy w Auschwitz czułam się człowiekiem. Malowałam powoli” – wspomina Gottliebova. Praca w obozie u boku doktora uratowała ją i jej matkę przed skierowaniem do komory gazowej.
Jarosław Iwaszkiewicz, Dzienniki 1964-1980. Czytelnik, Warszawa 2011.
Ostatni z trzytomowej edycji Dzienników Jarosława Iwaszkiewicza ujrzał światło dzienne. Stanowi istotne źródło do poznania szesnastu lat życia autora Ogrodów. Przedstawia sposób myślenia nowelisty, jego stosunek do rodziny, zwierząt, otaczającego świata, własnej twórczości, sztuki a także działalności społeczno-politycznej. Kreśli niejednoznaczny wizerunek diarysty, zdziwionego własną starością i schyłkiem egzystencji.
Poprzednie tomy ukazały się w 2007 i 2010 roku. Część zapisków obecnego woluminu, została upubliczniona w trzech, tak zwanych Iwaszkiewiczowskich, zeszytach „Twórczości” (2-3/2004, 2-3/2005 oraz 2/2006). Dzienniki z lat 1964-1972 opracował Radosław Romaniuk. Z kolei diariusz z obejmujący lata 1973-1980 opracowali Agnieszka i Robert Papiescy. Wstęp napisał Andrzej Gronczewski. Liczne przypisy oddają szerokie tło historyczne. Książkę ilustrują czarno-białe zdjęcia.