Krzysztof Zadros: Ulica ibn Aiszy
W tym mieście trudno było kupić jakikolwiek alkohol. Za to haszysz — bez problemu. Po ulicach kręciło się mnóstwo szemranych gości, którzy udawali, że chcą nam sprzedać orzeszki ziemne albo wyczyścić buty, a gdy znaleźli się bliżej, kusząco szeptali do ucha: hashisz, hashisz. Tak, paliłem kiedyś to gówno, szczerze mówiąc nawet ostro ciągnąłem, ale to było dawno, potem mi się znudziło. A alkohol jakoś do tej pory nie. Read More