15 cze

Krzysztof Lisowski: Nowe morze

szliśmy długą ruchliwą aleją
w kierunku morza

jeszcze jednego morza w naszym życiu

palmy i platany bielały w skwarze

sklepy odbywały sjestę
tylko żaluzje i okiennice
pracowały z leniwą energią

najpierw poczuliśmy
wiatr i zapach horyzontu

czarny dym zwieńczony białą mewą

glony gnijące wodorosty
olej i smary promu
na Korsykę

tu zaczynało się Morze Tyrreńskie

jego ciemny grzbiet
falował rytmicznie

to też był
dom Boga

Livorno, marzec 2007

15 cze

To samo dno. Rozmowa z Włodzimierzem Odojewskim

Kiedy powstał publikowany przez nas fragment „Powieści berlińskiej” i dlaczego zarzucił pan pisanie tej książki?
Nie zarzuciłem, piszę ją od ponad dziesięciu lat. Teczka z odpadami jest grubsza od tej z materiałami już przeze mnie zatwierdzonymi. Przed dwoma laty zabrałem się do tej, wciąż roboczo nazwanej „Powieści berlińskiej” na serio, więc i ten fragment został w jakiś tam sposób na nowo opracowany, przepracowany – nie wiem jak taką czynność nazwać.
Powieść piszę uciążliwie, nie zarzuciłem starego pomysłu, choć często mam go dość. Może powieść napiszę, może nic z tego nie wyjdzie. Czytelnik się na mnie za to nie obrazi, ma w księgarniach dość arcydzieł, gdzie się pisze wstrząsająco, albo przerażająco, najczęściej o dzikim seksie i wszelkich anomaliach; ja tego nie potrafię. Read More

15 cze

Włodzimierz Odojewski: Spotkanie w Dubrowniku

Więc w końcu, gdy ich milczenie zbyt się przedłużało, nie odwracając w stronę Piotra głowy, powiedział: „Tak, kiedyś byłem aresztowany, zdaje się w pięćdziesiątym pierwszym, potem wypuszczony, zdaje się w pięćdziesiątym czwartym, potem znowu aresztowany, zdaje się w pięćdziesiątym siódmym i znowu wypuszczony. Wszystko zdarzyło się tak dawno, że nie warto do tego wracać”. Wciąż patrzył na morze kotłujące się u przybrzeżnych skał, dalej spokojniejsze aż ku stokom Lokrum, unoszącej się z delikatnej mgiełki ku górze zalesionym piniami masywem, tej wyspy, o której krążyły między miejscowymi rybakami opowieści, że przynosi śmierć śmiałkowi, który odważy się wśród jej skał zanocować i myślał, że skoro to wszystko zdarzyło się tak dawno, to nie tylko nie warto było do tego wracać, ale może nawet nie zdarzyło się w ogóle, więc nie ma wracać do czego. Wiedział, że gdyby spojrzał Piotrowi prosto w oczy, ten zrozumiałby to jako zachętę, zacząłby mówić i poczułby się uspokojony swym wyznaniem. Read More

15 cze

Jarosław Markiewicz: Drzwi z parteru

Jest wczesny i zaraz potem późny zmierzch, matka nie zapala lampy, trzeba oszczędzać naftę, jest na przydział, ona lubi to przechodzenie dnia w noc, jej się zdaje, że dzień umiera i że ona nic nie może w tej sprawie zrobić, i trochę także umiera, trochę omdlewa i trochę zasypia, jej spojrzenie jest tak daleko, i ona tam gdzieś jest na końcu tego spojrzenia, całej matki tu nie ma, są jej ciepłe ręce, szyja i twarz zaczyna świecić jakimś niebieskawym gazem, trochę jak ogień denaturatu do opalania kur – wreszcie matka wpatrzona w swoją dal Read More

15 cze

Jarosław Markiewicz: *** (Czas płynie, jakby miał już z górki)

Czas płynie, jakby miał już z górki,
z górki, z górki na pazurki, kocio-ludzkie dzieci
otrzepują się z bieli,
babcia odwija je z kądzieli,
a mieczyk dziadka wciąż przy pasie
i konik przypasany do chmury
się pasie,
przestrzeń zraniona widzeniem zabliźnia się i goi,
Adam Mickiewicz na pomniku stoi
i się leczy
z przewlekłej choroby człowieczej.