15 lip

Ogrodnicy z krwią na rękach. Z Martinem Pollackiem rozmawia Bartosz Marzec

Krajobrazy, o których mówisz w najnowszej książce, są często idylliczne. To sielska łąka, malownicze skały, las porastający łagodne wzniesienie. A jednak wszystkie skrywają straszliwą tajemnicę – były świadkami egzekucji i stały się miejscem ukrycia ciał ofiar. Czy fakt, że po dziesięcioleciach takie krajobrazy wciąż istnieją, dowodzi, że mordercy zatriumfowali?
W pewnym sensie tak. Przecież sprawcom zależało na tym, by ich ofiary na zawsze pozostały anonimowe! Chodziło nie tylko o fizyczną eliminację ludzi, o ich zagładę, ale również o wymazanie ich ze zbiorowej pamięci. Miało być tak, jak gdyby nigdy nie istnieli. Wkrótce po zakończeniu II wojny światowej stało się tak w Słowenii. Szacuje się, że do dziś na odkrycie czeka tam ponad 600 masowych grobów, w których spoczywają zamordowani przez komunistycznych partyzantów Josefa Broz Tity. Ofiarami zbiorowych egzekucji byli członkowie nacjonalistycznej formacji zbrojnej Słoweńska Domobrana i żołnierze sprzymierzonego z Hitlerem Niepodległego Państwa Chorwackiego. Na jedno z takich miejsc natrafiono w lipcu 2008 roku w nieczynnej od dawna sztolni, która stanowi część znajdującej się w pobliżu Lašku kopalni Huda Jama, co znaczy tyle co Zła Kopalnia. W środku – za zaporami z cegieł i żelbetu – znajdowały się zwłoki 427 mężczyzn w wieku od 16 do 60 lat. Ciała były zmumifikowane – z dobrze zachowanymi włosami i paznokciami. Łatwo dało się stwierdzić przyczynę śmierci – większość została zastrzelona, innych zatłuczono łopatami. Wiele wskazuje, że niektórych pogrzebano żywcem – przy ostatniej zaporze znaleziono szkielet mężczyzny z łomem. Read More

15 lip

Natalia Wojciechowska: Facelit

„Nowe wiersze sławnych poetów” – na tej stronie na Facebooku co jakiś czas pojawiają się świeże wiersze prosto spod pióra Wisławy Szymborskiej, Bolesława Leśmiana czy Mikołaja Sępa Szarzyńskiego. Wiersze dotyczą spraw codziennych, bliskich każdemu z 20 tysięcy czytelników strony: skrzynki mailowej, drugiej linii metra, spędzania godzin na przewijaniu newsfeedu.
Łukasz Najder, redaktor Wydawnictwa Czarne codziennie dla ponad czterech tysięcy czytających jego profil osób zamieszcza dialogi spod sklepów i z tramwajów środkowej Polski. Pisze też o niebezpieczeństwach małżeństwa i co jakiś czas podejmuje refleksję na tematy zupełnie niezwiązane z tym, w jakiej fazie kapitalizmu obecnie żyjemy. Wszystko okrasza cytatami z aktualnych lektur. Read More

15 lip

Karol Maliszewski: Słowo, które kiedyś było ciałem

Jacek Podsiadło, Przez sen. Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”, Lublin 2014

Nie wiem, z jakich przyczyn lepiej czytało mi się Przez sen niż Pod światło. Zresztą szybko okazało się, że te dwa tomiki więcej łączy niż dzieli. W zasadzie wiersze z nich można by pomieszać i wydać w jednej grubej książce. Łączy je ta sama powracająca energia języka, kolejna faza twórczości kiedyś najpłodniejszego poety pokolenia „bruLionu”, który po okresie wypalenia zdaje się wracać do formy, do wiary w formę poetycką jako wiarygodną i autentyczną. Ciekawa jest ta dojrzałość Jacka Podsiadły. Ciekawa, bo niejednoznaczna czy przewidywalna. Niegdysiejszy entuzjazm wyparował. Mam na myśli entuzjazm związany ze stwarzaniem słownych bytów, konkretnych, namacalnych, przekonanych o swej istotności i użyteczności. Słowa miały zmieniać świat, wpływać na ludzi. Poezja o tyle jest zrozumiała (ma sens), o ile rzeczywiście oddziałuje. Twórczy rozmach Jacka Podsiadły przygasał wraz z wyczuwanym w przestrzeni społecznej rosnącym brakiem zainteresowania dla poezji. Istotności zaczęto szukać gdzie indziej. A taki poeta jak on potrzebuje głębokiego, mocnego oddźwięku, rzeczywistej więzi z tymi, do których mówi. Przy tych emocjach i zamiarach mamrotanie do ściany jest nie na miejscu. Read More

15 lip

Wojciech Kaliszewski: To, co przemija i to, co zostaje

Urszula Kozioł, Klangor. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014

Zaczynam lekturę Klangoru, tomu wierszy Urszuli Kozioł od końca, od epilogu. Trochę przewrotnie, ale przecież w zgodzie ze starym zwyczajem, który niegdyś kazał autorom umieszczać epilog na początku dzieła, przygotowując w ten sposób czytelnika na spotkanie z tym, co w utworze było najważniejsze. Zaczynam od końca, bo nie mam wątpliwości, że epilog, a właściwie Epilog zamykający Klangor, należałoby postawić – przywracając dawną zasadę – na początku tomu dlatego, że wyznacza on horyzont pytań i refleksji fundamentalnych dla całego zbioru:

ale niech mi kto powie po co
składam i składam te słowa
skombinowane z rozpraszających się liter
skoro zaraz znajdzie się ktoś
kto zechce je rozłożyć do imentu
i poroztrząsać

czy nie wystarczy że rozkładam ręce
zgadując
że już niebawem
dostąpię całkowitego rozkładu
ciała Read More

15 lip

Dariusz Dziurzyński: Przed egzekucją

Prawdziwa śmierć Marii Antoniny
zaczęła się tutaj w celi więzienia.
Niezdarna królowa bez wiernych sług
musiała sama myć się i czesać
zdejmować desusy zakładać desusy.
Używać nocnika. Podmywać krocze.
Wszystko na oczach wścibskich żandarmów
których oddzielał niski parawan.
Ich język ulicy niezrozumiały
brzmiał ordynarnie i ranił słuch
(zmysł nienawykły do mowy plebsu
równie odległej jak pieśń dzikusa). Read More

15 lip

Mirosław Bańko: Lewa, prawa

Zwrot „Nie wie lewica, co czyni prawica” służy dziś zwykle do spuentowania sytuacji, w której ta sama instytucja wydaje sprzeczne decyzje lub niezgodne opinie. Pochodzi jednak z Ewangelii św. Mateusza, który obrazowo pokazał, jak trzeba dawać jałmużnę ubogim: nie na pokaz, jak czynią niektórzy, tylko skromnie i po cichu, tak żeby lewa ręka nie wiedziała, co czyni prawa.
Porządek „lewica – prawica” w sytuacji opisanej w Biblii jest zrozumiały: ludzie są przeważnie praworęczni, więc często prawica coś robi, a lewica tylko statystuje i albo wie, albo nawet nie wie, co się dzieje. Biblijny rodowód przytoczonego zwrotu jest jednak dziś mało znany, dlatego równie dobrze można go spotkać w porządku odwróconym: „Nie wie prawica, co czyni lewica”. Read More

15 lip

Marek Ławrynowicz: Święta wojna (fragment powieści)

Jesienią rozpoczął się nowy pobór. Mój szef jako zastępca dowódcy batalionu d/s politycznych miał obowiązek odbyć rozmowę z każdym ze świeżo umundurowanych nieszczęśników i sporządzić z niej stosowny wyciąg, ale z zasady nie zadawał się z masami, więc padło na mnie. Siadali przede mną na krzesełku i opowiadali o swoim życiu. Miałem wyłowić karanych, narkomanów oraz osobników o odmiennej orientacji seksualnej. Skazanych było kilkunastu, a narkomanów, którzy się do tego przyznali dziewięciu, innej orientacji nie stwierdziłem. Karani i niekarani wyglądali identycznie, mieli tak samo wygolone czaszki, ten sam nieco wystraszony wzrok, nawet podobnie kręcili się na krzesełku ustawionym po drugiej stronie biurka. Tylko jeden się wyróżnił. Był to chudy, nieśmiały chłopak, który podczas rozmowy ani razu się nie uśmiechnął. Oczywiście poborowi nie mieli żadnych powodów do radości, ale w Jacku Bałuckim, bo tak się ów żołnierz nazywał, było coś szczególnego, choć jego ankieta na to nie wskazywała: niekarany, nie ćpa, niczym się nie wyróżnia. Po kilku dniach wezwałem go na kolejną rozmowę i sprawa się wyjaśniła. Read More