05 sie

Maciej Duda: Maria i Konopnicka

Lena Magnone, Maria Konopnicka. Symptomy i lustra. słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2011.

Narracja Leny Magnone zachęca do tego, by omówienie Luster i symptomów zacząć od siebie, od swojej przygody z Marią Konopnicką. W ten sposób kontynuowany zostanie paradygmat feministycznego, feminizującego, czy też kobiecego pisania o literaturze. Paradygmat, który nie odżegnuje się od wyraźnego podmiotu. Co ważne, w tym wypadku nie działa też dialektyczna zasada, wedle której albo jestem historykiem/historyczką literatury, albo też jej krytykiem/krytyczką. Rzecz to znana, dlatego tutaj zostanie tylko zasygnalizowana.

Dwa lata temu miałem okazję być w Żarnowcu, w dworku, który na początku XX wieku podarowany został Marii Konopnickiej. Do dziś znajduje się w nim muzeum pisarki. Przechodząc przez pomieszczenia gospodarcze, mogłem zobaczyć tłumaczenia jej książek, szczególnie tych pisanych dla dzieci oraz, z grupą zwiedzających, wysłuchać Roty, a nawet odśpiewać jej pierwszą zwrotkę. Dalej kustosz poprowadził wszystkich do zabudowań właściwych – do dworku, tam zobaczyliśmy gabinet z sypialnią, pokój z wystawionymi adresami hołdowniczymi (tymi samymi, o których Lena Magnone znajduje wzmiankę w listach Konopnickiej, mówiącą, iż Maria ogromnie ich nie lubiła i chowała je w zamkniętym pokoju) oraz salonik. Nic w tym nadzwyczajnego, gdyby nie to, że kustosz alergiczne reagował na pytania o Marię Dulębiankę. Owszem, wskazał ją na jednym ze zdjęć „w charakterystycznym męskim stroju” i pokazał drzwi, które pomalowała, poza tym została wyparta z jego gawędy. W pewnym momencie stwierdził, że Maria Dulębianka mieszkała i pracowała w dworku, ale swój pokój i pracownię miała na stryszku, dokąd prowadziły stare wąskie schody, po których nie wchodziła stara Wieszczka. Wówczas niewielu z grupy zwiedzających zdawało sobie sprawę z tego, że pod  tymi eufemistycznymi stwierdzeniami kryje się nadal tabuizowana historia Konopnickiej. W tamtym czasie na rynku można jednak było już znaleźć przyczynek do rozmowy – Hommobiografie Krzysztofa Tomasika. Dziś, po lekturze badań Leny Magnone, mam ochotę kolejny raz odwiedzić Żarnowiec i sprawdzić, czy w oficjalnej narracji kustosza znalazło się miejsce na symptomy ujawnione przez badaczkę.

Read More

05 sie

Ryszard Kołodziej: Próba rekonstrukcji

Magdalena Grzebałkowska, Ksiądz Paradoks: Biografia Jana Twardowskiego. Wydawnictwo Znak, Kraków 2011.

Wydawnictwo Znak zwróciło się do reporterki Magdaleny Grzebałkowskiej, z propozycją napisania książki o życiu autora „niewidomej dziewczynki” i  przed kwartałem wydało pozycję zatytułowaną Ksiądz Paradoks: Biografia Jana Twardowskiego. Książka Grzebałkowskiej stanowi ważne źródło informacji. Posiada wartość dokumentacyjną i faktograficzną. Ujawnia nieznane aspekty z życia Twardowskiego, potwierdza ustalone fakty. Jest próbą rekonstrukcji historii człowieka, reportażem w którym  postać tytułowego bohatera opowiadają jego przyjaciele, niektórzy członkowie rodziny, znajomi, penitenci,

Autorka biografii nigdy nie spotkała osobiście księdza Twardowskiego, nie czytała też jego liryki, ale dzięki rozmowom z rozmaitymi osobami podczas pracy nad książką, odkryła dla siebie bardzo ciekawego, sympatycznego i cudownego człowieka. Ponieważ nie miała do niego stosunku emocjonalnego, łatwiej było jej odbrązowić jego osobę, rozebrać ją z kiczu i patosu oraz obrastania mitem. Stąd w powyższej biografii wyłania się postać wielowymiarowa, skomplikowana i paradoksalna. Nie można jej zaszufladkować. Ksiądz Twardowski jest wciąż do odkrycia.

Read More

02 sie

Andrzej Samborski: Ku pokrzepieniu serc

Katarzyna Krenz, Królowa pszczół. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011.

Katarzyna Krenz jest poetką, pisarką, tłumaczką i dziennikarką. Obecnie, w ślad za W ogrodzie Mirandy (2008) i Lekcją tańca (2009), ukazała się jej trzecia powieść.

Kim jest tytułowa Królowa pszczół? To Europa. Ta historia jest rozbudowaną przypowieścią w rodzaju Alchemika Paulo Coelho. Bohaterowie wyruszają w drogę, aby odnaleźć siebie, osiągnąć samospełnienie w tym, co dla każdego z nich jest najważniejsze. Czy będzie to miłość, czy pozostawienie za sobą bolesnej przeszłości, czy wypełnienie ostatniej woli zmarłej matki, czy choćby tylko możliwość obfotografowania ciekawych miejsc w podróży na Zachód, dokąd wcześniej utrudniała dostęp żelazna kurtyna.

Wszystko to przy okazji (to, co najważniejsze, zwykle właśnie tak się zdarza): „przygotowali krótką śpiewogrę na podstawie Cudu mniemanego, czyli krakowiaków i górali, coś na kształt spektaklu commedii dell’arte” – i wyruszyli zdezelowanym autobusem w tournée po Niemczech, Francji i Hiszpanii.

Read More

02 sie

Magdalena Wojak: Sklejanie węża

Czesław Miłosz, Konstanty Jeleński, Korespondencja. Fundacja „Zeszytów Literackich”, Warszawa 2011.

(…) tam, gdzie udawało mi się coś wyłożyć, widać jasno,
że prawdziwe przeżycie to Natura i do Natury należąca śmierć,
że od tego u mnie zawsze się zaczyna (…).
(Z listu Cz. Miłosza z dnia 15 XI 1968)

Gdy po raz pierwszy wzięłam do ręki tom listów Miłosza i Jeleńskiego, moją uwagę zwróciła okładka z fragmentem obrazu Piero di Cosimo. Poruszona wyobraźnia zaczęła pytać dlaczego właśnie Satyr opłakujący śmierć nimfy stał się ikonograficznym patronem epistolograficznej opowieści ukazującej więź pomiędzy dwiema wybitnymi (choć tak różnymi) twórczymi osobowościami; jak możliwy jest dialog pomiędzy dziełem renesansowego neoplatonika a sytuacją ludzi uwikłanych w wiek XX – jak humanizm zmienia się w ahumanizm?

Leśny demon, bożek nieprzyjazny człowiekowi tradycyjnie kojarzony z kultem dionizyjskim, ekstatycznym tańcem, żądzą i płodnością na obrazie jest wyciszony i spokojny. Bardzo ludzki. Nimfa – duch przyrody, uosobienie jej żywotnych sił – piękna i długowieczna – nie żyje. A wokół cisza i obojętność świata, który trwa na przekór tragedii. Płacz satyra zwraca go ku własnemu wnętrzu – jest znakiem relacji, wrażliwości i refleksji. Jednocześnie pozwala na przekroczenie siebie i życie w poczuciu osamotnienia i straty. Nagie, wystawione bezpośrednio na ataki świata ciało kobiety symbolizuje kruchość i iluzoryczność materii. Śmierć wyznacza powrotną drogę do absolutu, wprowadza w świat ducha. (Śmierć zadana, immanentnie tkwiąca w rzeczywistości, która sama rani.)

Bohaterowie obrazu Piero di Cosimo zostali uchwyceni w chwili, gdy stają się kimś innym. Nieco podobnie rzecz wygląda w odniesieniu do Czesława Miłosza i Konstantego Jeleńskiego.

Read More

31 lip

Marta Brzezińska: Człowiek patrzy w siebie

Piotr Wierzbicki, Boski umysł. Esej o tropieniu świata. Wydawnictwo Sic! Warszawa 2011.

Najnowsza książka Piotra Wierzbickiego jest dziennikiem dość niezwykłej podróży. Dokąd? Z perspektywy nieco afektowanej, poetyckiej wrażliwości można by powiedzieć, że do piekła niepewności, w otchłań domysłów w poszukiwaniu złotego runa poznania. A ujmując bardziej zwyczajnie, to zapis kilku refleksji, skreślonych elegancko i z namysłem. Bardzo ostrożnych, bez naukowej napuszoności i tej maniery mędrca, które niektórym literatom każe popadać w rodzaj egzaltacji trafnością własnych sądów.

Boski umysł nie jest książką dla filozofów i ten dziennik podróży do źródeł myśli można śledzić okiem nieuzbrojonym w koncepcje i kategorie. Znajomość wcześniejszych książek autora, choć niewątpliwe pomocna (jak choćby Zapisu świata, do którego w Boskim umyśle powraca sam Wierzbicki), nie jest warunkiem koniecznym. To podróż bardzo świadomie wytyczana, konsekwentna, w dużej mierze literacka – co nie znaczy, że łatwa. Skuszonych niewielkimi rozmiarami książeczki Wierzbickiego, uprzejmie przestrzegam, że w tej skorupce orzecha kryją się treści trudne, nierozstrzygalne i trzeba poświęcić lekturze nieco czasu. To taki rodzaj czytania, którego nie doświadcza się często, pojawiają się skojarzenia z pierwszymi poważniejszymi książkami, z dawkowaniem czytania, powracaniem w to samo miejsce, zakreślaniem fragmentów na później. Perspektywa lektury nostalgicznej, współodczuwającej, refleksyjnej zdaje się w tym przypadku tą właściwą.

Read More

31 lip

Karol Samsel: Przeciwko analgetykom

Jarosław Klejnocki, W proch. RTC Agencja Wydawnicza, 2011.

Jest rok 1966. Leszek Kołakowski kończy spisywanie Obecności mitu, dzieła, o którego publikację będzie bezskutecznie przez kolejne pięciolecie zabiegać wraz z wydawcą „Czytelnika”. W obrębie traktatu filozof zawiera esej szczególnie przewrotny, tytułuje go przy tym precyzyjnie i jednoznacznie: Mit w kulturze analgetyków. W tym samym czasie Zbigniew Herbert w numerze 4. „Poezji” umieszcza pierwodruk wiersza Dlaczego klasycy. Nieprzypadkowo zestawiam oba te fakty: filozoficzny i poetycki, są one bowiem przykładem aktów swoistego terroru literackiego, a wręcz jak ująłby to Kołakowski – terroru mitycznego. Ostrze mitu – jak dowodził myśliciel – skierowane zostało przeciwko analgezji jako formie integracji kultur „doskonale bezkonfliktowych”. Mówiąc o związku między mitem a terrorem, Kołakowski dobitnie wskazywał również na ciemność, którą zawartość mitu za sobą niesie. Wybór między mitem a analgetykiem (wybór Herberta, Brandstaettera, Zawieyskiego, Śliwiaka i innych) był tym samym wyborem z natury nieoczywistym. Wyborem między narkotykiem a toksyną: „Rację będzie miał każdy, kto będzie  ostrzegał przed groźbą mitu. Mit bywa groźny wielorako. Po pierwsze, przez swoją dążność do ekspansji nieograniczonej; mit może rozrastać się jak tkanka nowotworowa, może zmierzać do zastąpienia wiedzy pozytywnej, prawa, może próbować zagarniać przemocą prawie wszystkie obszary kultury, może obrastać despotyzmem, terrorem, kłamstwem. Mit jest źródłem groźnej intoksykacji, ilekroć służy obronie przed niepokojem, i w tej funkcji wymaga przeciwdziałania” (Obecność mitu, Warszawa 2005, s. 155-157).

Read More

29 lip

Marek Olszewski: Zgorzkniałe żale albo piosenki o tym, że nie warto być miłym

Marta Podgórnik, Rezydencja surykatek. Biuro Literackie, Wrocław 2011.

Marta Podgórnik z pewnością nie jest poetką, której zależałoby na tym, by być lubianą. W każdym razie stara się bardzo, żeby nikt nie pomyślał, że tak właśnie mogłoby być, dlatego wymyślnie do siebie zniechęca. Najważniejsze przecież, że sama zna swoją wartość… Chyba, że chce nam (i sobie?) ją raczej wmówić. Poza tym po co to całe zawracanie głowy poezją – może wcale nie trzeba pisać sensownie, skoro wystarczy pisać zabawnie? Nie podoba się? „Nie, to nie. I spierdalać”. Wzorem wspomnianej na wstępie słowami Karola Bunscha amerykańskiej tancerki, Izadory Duncan, spisuje pamiętnik, „którego szczerość gwarantuje oczywisty brak samokrytycyzmu”. Szczerość, czyli rozdmuchiwanie ego? A może to tylko kokieteria, prowokacja, próba sił?

Read More