20 gru

Bartosz Libuda: Jazda na oklep

Chiński mur idę wzdłuż chińskiego muru jest największą budowlą świata widoczną z kosmosu
35 lat za drugie tyle będę po zabiegu na prostatę i doktor przepisze mi leki na miażdżycę ona musi być jeszcze studentką pewnie dobrze się bawi na imprezach w akademiku gdzieś tam w kosmosie leci wielki meteoryt wyobraźmy sobie ma chyba zielone oczy i jest blada trudno powiedzieć czy ładna ale rusza się z wdziękiem gdyby ten meteoryt uderzył w ziemię przeżylibyśmy tylko ona i ja ciekawe czy ma chłopaka Read More

20 gru

Wojciech Chmielewski: Roman i dziewczyna

Roman Ostrowski zaklął po cichu, bo ogumowane kółko wózka, którym wiózł na sklep zgrzewki z napojami, zjechało z metalowej pochylni i chłopak musiał namęczyć się, by znowu zacząć miarowo pchać swój ciężar. Szybko jednak zapomniał o wszystkim, ponieważ pomyślał o celu, dla którego teraz wykonywał pracę. Cel. Odkąd zabrakło Renaty, Roman bardzo często zastanawiał się nad celem wszystkich swoich działań, nawet tych najdrobniejszych. Czy on istniał, a może w ogóle go nie było, a jeśli teraz go nie ma, to może w przyszłości, ale czy na pewno. Nie wiedział. Read More

20 gru

Piotr Wojciechowski: Próba czytana

Nie musieliśmy brać tego modnego Anglika – on po prostu przerabia na scenę niedzielne dodatki do paryskich dzienników. Bierze paradoksy od świeżo wylansowanych filozofów i dokłada do nich bluzgi w stylu hiphopu. Kogo dziś szokuje brukowy język?
– Hola, hola, panienko! Bastuj, bastuj! – Marcjan wstał i zamachał rękami przed nosem Klary. On jeden przychodził na próby w garniturze, w jasnej koszuli i krawacie. Był kiedyś prezenterem w telewizji, a w teatr się wżenił. Małżeństwo potrwało niecały rok. Wera, zrazu rusałka, potem oszustka, odeszła od niego, ale on nie porzucił teatru. Pozostał, ale przywykł pokazywać swoją odmienność. Był jak oni komediantem, tyle że on przecież nie musiał. Read More

20 gru

Lech Budrecki: Powrót

Oddziałowy prowadził mnie szerokim korytarzem. Zatrzymał się przed drzwiami. Nacisnął klamkę. Zaraz za progiem zaczynała się drewniana barierka taka, jaką nie raz widziałem w wielu urzędach. Dalej były stoły, jeden obok drugiego, leżały na nich przybory do pisania i długie, szare pudła ustawione w dwa szeregi. Oddziałowy podszedł do barierki. Uśmiechnął się i powiedział:
– Dużo roboty, co?
Urzędniczka odwróciła głowę. Zawadiacko potrząsnęła lokami.
– Pewnie. A co myślicie? – Wydęła wargi. – Znowu macie interes? Read More

20 gru

Lech Budrecki: Nad ranem

Przewróciłem się na bok i ręką zasłoniłem oczy. Najpierw było ciemno. Potem błysnęły nieforemne pasma świateł. Były żółte, może nawet pomarańczowe, nie potrafię ich określić. Pomyślałem, że trzeba by głowę wtulić w siennik. Ale bałem się, że wówczas zabraknie mi powietrza i będę się dusił tak, jak bywało to kiedyś, jeszcze w dzieciństwie.
Usłyszałem szelest tuż obok siebie. Stefan poruszył się, a może nawet przewrócił na drugi bok. Zacząłem myśleć o brudnej stacyjce, przez którą przejeżdżałem w trzydziestym dziewiątym, wracając z harcerskiego obozu. Nazywała się jakoś dziwnie – Turgiele, Turkosty…
Stefan dotknął moich pleców. Szepnął:
– Śpisz?
Potrząsnąłem głową.
– Ja też nie mogę. Jarzeniówki przeszkadzają, czy co? Read More

20 gru

Jerzy Reuter: Łemko bury

Pułkownik, Lowka Bogdanowycz, trzymał mowę. Pozostali, mocząc usta w gorącym piwie, gapili się na starego wiarusa i dmuchali w manierki. Mróz mieszał się z parą i usypiał, siwym szronem na wąsach.
– To będzie, jak ja mówił! Wilki wyjdą z tamtej strony – wskazał lufami dubeltówki na las. – Pilnujta się striłcy! Jak dobiegną do połowy polany, macie zabijać i uważajcie, bo wilk, to zawsze wilk. Może atakować!
– Bogdanowycz! – Łemko Bury uniósł się w siodle. – Ja podjadę do nagonki, pozwolicie?
– Goń! Niech idą w las! Koniecznie! Swołocz naganiać na polanę…! My im powiemy… Zdrastwujtie.
W kotle, ustawionym na kamiennym palenisku, gotował się bigos, a miejscowe kobiety królowały przy stołach. Kiełbasy wiły się, jak warkocze ukraińskiej narzeczonej, pomiędzy bochenkami chleba. Bury położył lufę sztucera na zadzie kobyły i pogalopował przez sypki śnieg. Read More

20 gru

Lech Budrecki: Odwiedziny

Przesłuchiwali mnie drugą dobę z rzędu. Po raz ósmy kazali napisać życiorys i zostawili w pokoju śledczym. Miałem przed sobą kilka arkuszy papieru zagiętych z lewej strony. Obok leżał chemiczny ołówek. Wziąłem go do ręki, obracałem w palcach. Był okrągły i śliski. Kto go tu zostawił? Ten ryży, ospowaty, czy ten ze złamanym nosem?
Usłyszałem hałas. W drzwiach stał niski, gruby mężczyzna. Ciężko sapał. Potem chwycił coś bardzo szerokiego i wsunął do pokoju. Wyprostował się, przygładził włosy. Read More