15 paź

Zdjęcie z puszki, czyli rozmowa, w której Karol Hordziej zdradza dlaczego rozstał się z fotografią otworkową.

Bohater: Karol Hordziej – Urodzony w 1981 roku. Dyrektor artystyczny festiwalu Miesiąc Fotografii w Krakowie, wykładowca krakowskiej Akademii Fotografii, członek Fundacji Na Rzecz Rozwoju Sztuk Wizualnych, student Instytutu Twórczej Fotografii w Opavie (Czechy) oraz filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Założyciel pierwszej polskiej strony internetowej poświęconej w całości fotografii otworkowej www.pinhole.art.pl. Autor tekstów o fotografii – współpracuje z Fotopolis.pl, Imago, Biuletynem Fotograficznym oraz prowadzi bloga na temat aktualnych zjawisk na scenie fotograficznej www.hordziej.com/blog. Prowadzi również warsztaty fotografii otworkowej.

Czas i miejsce akcji: sierpień 2007, wirtualna przestrzeń internetu, w której przemieszczały się nasze e-maile między Krakowem a podwarszawskim Nadarzynem.

W jednym z poprzedzających naszą rozmowę maili napisałeś, że właściwie nie jesteś fotografem otworkowym. A jednak prowadzisz warsztaty na ten temat, założyłeś stronę poświęconą robieniu zdjęć za pomocą camery obscury, piszesz artykuły… Wydaje się więc, że fotografia otworkowa jest (a może była) bardzo ważna w twoim życiu. Co takiego cię w niej pociąga?
Fotografią otworkową zainteresowałem się dosyć dawno: na początku był to w dużym stopniu urok czegoś nowego, jednak szybko okazało się, że najbardziej inspirujące dla mnie było samo doświadczenie zjawisk powstawania i utrwalania obrazu. W przeciwieństwie do współczesnych aparatów, kamera otworkowa jest narzędziem działającym na tyle wolno, że w trakcie robienia zdjęcia możemy stanąć obok i przyjrzeć się procesowi w trakcie jego trwania. To doświadczenie wydało mi się na tyle cenne, iż postanowiłem przybliżyć tę technikę większej ilości osób – stąd wzięły się warsztaty fotograficzne i strona internetowa, która prawdopodobnie przyczyniła się do dużej popularności fotografii otworkowej w Polsce w ostatnich latach. O ile jednak warsztaty niezmiennie wspominam jako fantastyczne przeżycie, to moda na „otworki” – jak każda moda – ma swoje negatywne strony: powstaje coraz więcej zdjęć, których autorzy poprzez użycie kamery otworkowej starają się ukryć fakt, iż nie mają nic ciekawego do powiedzenia. Jako organizator Miesiąca Fotografii w Krakowie jestem skazany na nieustanne obcowanie z ogromną ilością zdjęć, co sprawia, że złe zdjęcia są dla mnie coraz bardziej niestrawne. Dlatego też zdecydowałem pozostawić stronę w jej obecnym stanie jako projekt zamknięty, ale w granicach wolnego czasu nie odmawiam prowadzenia warsztatów.

Wspomniałeś o modzie na „otworki”. Mówi się nawet o subkulturze, która wytworzyła się wokół tej techniki. Kim właściwie są „otworkowcy”?
Tajemnicza sekta otworkowców? 🙂 W świecie fotografii są grupą ludzi, którzy odnajdują przyjemność na specyficznym obszarze tej sztuki, który ma wiele wspólnego z performancem, ponieważ zazwyczaj z każdym zdjęciem wykonanym przy pomocy aparatu otworkowego wiąże się jakaś historia. Mógłbym napisać książkę o przygodach mojego przyjaciela Tomka Gotfryda z kamerą sprowadzoną kiedyś przeze mnie z Hong-Kongu od mitycznego konstruktora, pana Zernike Au.

Mityczny konstruktor, mityczna technika ;), wydaje się, że wiele osób ulega magii „otworków”. Jak myślisz skąd w dobie wszechobecnej fotografii cyfrowej i jej ogromnych możliwości tak duże zainteresowanie fotografią otworkową, zwłaszcza wśród młodych ludzi? Powstają fora internetowe, foto-galerie, organizowane są festiwale i różnego typu akcji artystyczne…
Temat wydaje się dosyć prozaiczny: rozwój fotografii cyfrowej oraz internetu sprawił, że przerażająca większość obrazów stała się niezwykle podobna do siebie. Nawet jeżeli dzięki nowoczesnej technologii dużo łatwiej wykonać satysfakcjonujące zdjęcie, nie sprzyja to tworzeniu większej ilości naprawdę ciekawych zdjęć. Wprost przeciwnie, cyfrowa lustrzanka okazuje się być aparatem wymagającym od użytkownika maksymalnie dużej samodyscypliny, której młodzi ludzie jeszcze nie mają. Praca z kamerą otworkową w pewien sposób wymusza element refleksji. Nie bez znaczenia jest oczywiście fakt nieco „alchemicznego” uroku tej techniki.

W jednym z artykułów sugerujesz, że tym, co przyciąga ludzi do fotografii otworkowej jest jej zdolność potwierdzania rzeczywistości i przeciwstawiasz to łatwości z jaką można manipulować obrazem cyfrowym. Z drugiej jednak strony zdjęcia robione przy pomocy camery obscury cechuje pewna wizualna niezwykłość spowodowana deformacjami charakterystycznymi dla tej techniki. Powstaje więc swoisty paradoks: zdjęcia z „cyfrówki” wyglądają bardziej prawdziwie niż „wiernie” odwzorowujące rzeczywistość fotografie otworkowe, które nierzadko sprawiają wrażenie obrazów pochodzących z innej niesamowitej rzeczywistości: „jeśli chcesz zrobić z tego świata dookoła bajkę , baśń albo choćby horror…. wtedy nie znajdziesz lepszego narzędzia niż aparat z dziurką” napisał majojaro na forum.fotopolis.pl. Nasuwa się więc pytanie, czy fotografia otworkowa jest sposobem na zbliżenie się do rzeczywistości, czy raczej formą ucieczki od niej i czy, w niektórych przypadkach, fascynacja otworkiem nie ogranicza się do przyjęcia pewnej atrakcyjnej wizualnie maniery?
Zgadzam się, że fotografia otworkowa często jest tylko wizualną manierą – kiedy przeglądam zdjęcia przesłane do mnie ze strony pinhole.art.pl odnoszę wrażenie, że niestety jest to przeważająca większość. Niewiele osób realizuje projekty fotograficzne, które wykorzystują specyfikę fotografii otworkowej jako element koncepcji zdjęcia. To samo dzieje się również w przypadku zdjęć wykonanych aparatem typu Holga, fotografii wielkoformatowej, Polaroidów itd. Pisząc o sposobie odwzorowania rzeczywistości w fotografii otworkowej miałem na myśli przede wszystkim prostotę całego procesu, która sprawia że każdy może go prześledzić od początku do końca. Jest to maksymalnie „analogowy” proces. Czyli powracam znów do kategorii doświadczenia, które było dla mnie istotniejsze od wizualnej strony zdjęć.

Czym jeszcze może być fotografia otworkowa? Powrotem do źródeł? Tęsknotą za konkretem, materialnością? Wyrazem zmęczenia galopującą i permanentną rewolucją technologiczną?
Na pewno świetnym punktem wyjścia do dyskusji na temat fotografii w ogóle. O znudzeniu zunifikowaną fotografią cyfrową już rozmawialiśmy. Dla wielu osób może być stylem życia, tak jak stylem jest jazda na deskorolce czy słuchanie wybranego gatunku muzyki.

A więc fotografia otworkowa jako styl życia… Mnie nasuwa się jeszcze jeden jeden „trop”, który może wyjaśniać dlaczego tak wiele osób ulega jej urokowi. Wiele lat temu wpadłam na pomysł tworzenia grafik za pomocą kalki i żelazka. Jako matryc używałam przedmiotów codziennego użytku, które kalkografia przetwarzała w sposób w dużym stopniu ode mnie niezależny. Fakt, że w technice tej tak wielką rolę odgrywa przypadek otworzył mnie na nowe doświadczenia. Miałam poczucie, że uczestniczę w czymś co zależy nie tylko ode mnie, i co w jakimś sensie mnie przekracza. Wyobrażam sobie, że podobnych uczuć mogą doświadczać ludzie robiący zdjęcia za pośrednictwem camery obscury.
Tak, to bardzo trafne skojarzenie. W przypadku camery obscury mamy do czynienia z odwrotnością procesu, w którym to co zobaczymy na zdjęciu, widzimy w czasie rzeczywistym na wyświetlaczu aparatu cyfrowego. Element zaskoczenia jest bardzo atrakcyjną cechą fotografii otworkowej. Myślę, że jest to coś, za czym tęskni też wielu profesjonalnych fotografów. Arno Rafaelem Minkkinenem, znany fiński fotograf, przyznał mi się w wywiadzie, który z nim prowadziłem, że po wielu latach nadal z wypiekami na twarzy ogląda nowe negatywy i bardzo ceni sobie ten element nieprzewidywalności.

Fotografia otworkowa inspiruje również inne działania artystyczne: performensy, instalacje, happeningi. Wynika to, między innymi, z tego, że camera obscura może być wielkości ciężarówki, a obraz rzucany prosto na papier wielkich rozmiarów. Albo też przybrać formę kilkucentymetrowego pudełka, które można umieścić, jak robi to pewien amerykański fotograf, w ustach. Mógłbyś powiedzieć kilka słów o znanych ci eksperymentach artystycznych związanych kamerą otworkową.
Od lat moim jednym z moich ulubionych projektów z wykorzystaniem fotografii otworkowej jest „Solaris”. Koncepcją zdjęć wykonywanych przez uczestników projektu było uchwycenie ruchu słońca w podczas trwających nawet rok naświetleń materiału światłoczułego. Na papierze fotograficznym poddanym działaniu promieni świetlnych przez tak długi okres pojawia się kolorowy obraz którego nie da się w pełni utrwalić. Te prace posiadają dużą siłę i dają do myślenia. Cenię Sławomira Decyka i Pawła Kulę – autorów projektu – także za to, iż w pewnym momencie uznali projekt za zamknięty i zabrali się za nowe rzeczy. 🙂 Jest też amerykański fotograf – Abelardo Morell – który w swoich zdjęciach korzysta ze zjawiska camera obscura ale zdjęcia wykonuje tradycyjnym aparatem wielkoformatowym: przesłaniając okna w różnych pokojach zamienia je na pewien czas na wielkie kamery, a następnie wykonuje zdjęcia w ich wnętrzu. Przez otworek w oknie do pokoju wpada obrócony obraz tego, co znajduje się na zewnątrz. Ten obraz nakłada się na przedmioty znajdujące się w pokoju. To bardzo piękne zdjęcia.

Również dla ciebie fotografia otworkowa stała się przejściem do innego medium – przygotowałeś siedmiominutowy film, którego tematem jest sam proces powstawania zdjęcia w camera obscura.
To taka etiuda. 🙂 Zrobiłem animację komputerową trwającą dokładnie tyle, ile trwało naświetlanie zdjęcia przy pomocy aparatu otworkowego. Na zdjęciu jestem ja sam. Chciałem pokazać, że mimo iż patrząc na zdjęcie widzimy coś, co wydaje się być „chwilą”, w rzeczywistości jest dokumentacją pewnego dłuższego odcinka czasu.

Zrobiłeś również inny film z Tomaszem Gotfrydem. Film wygrał w konkursie „Krótkie filmy o…” w kategorii „krótkie filmy z krakowskiej Dzielnicy XI Podgórze Duchackie”. Mógłbyś powiedzieć kilka słów o tym projekcie.
Ten film to dokumentacja warsztatów, które wspólnie przeprowadziliśmy w Osiedlowym Klubie Kultury Wola Duchacka-Wschód w Krakowie. To dosyć szalone miejsce, taka wyspa na blokowisku, której przywódcami są Jaro Gawlik i Max Szelęgiewicz – dwaj charyzmatyczni „kaowcy”. 🙂 W trakcie tych warsztatów trwał „najazd piratów” na klub więc był to idealny plener dla dzieci, które fotografowały siebie nawzajem, w przebraniach i na tle betonowych ścian pokrytych graffiti fanów Cracovii. Niedawno piłkarze zespołu odwiedzili Dom Kultury, między innymi ze względu na tło zdjęć. 🙂 Max i Jaro naprawdę utalentowanymi wychowawcami, potrafią złapać kontakt nawet z bardzo trudną młodzieżą, niestety ze względu na politykę miasta od dłuższego czasu klubowi grozi zamknięcie: w jego miejscu ma powstać supermarket a na nowy lokal oczywiście nie ma funduszy.

Szkoda. Pomijając wszystko inne, zlikwidowano by jedno z miejsc dla młodych „otworkowców” i ich mistrzów :). To musi być niezwykłe doświadczenie obserwować reakcje tych dzieciaków, kiedy się przekonują, że mogą skonstruować aparat fotograficzny np. z pudełka po butach lub puszki po napoju i że taki aparat naprawdę działa.
Czasami wytłumaczenie dzieciakom tego, co mają robić na warsztatach okazuje się trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Zdarzyła mi się kiedyś taka zabawna sytuacja: opowiadałem kilkorgu uczestnikom w wieku od 4 do 10 lat na czym polega fotografia otworkowa, jak zbudowane są aparaty z puszek, które przed nimi stoją i jak mają ich używać. Pod koniec byłem przekonany, że wszystko jest jasne, jednak kiedy zacząłem rozdawać puszki, skonfundowane dzieciaki zapytały, kiedy dostaną aparaty, którymi mają sfotografować te puszki… 🙂 Zresztą to chyba nie jest kwestia wieku, ale naszych przyzwyczajeń, bo na warsztatach z punkowcami (na nieistniejącym już skłocie na Wielickiej) większość sięgnęła po scyzoryki lub klucze i zaczęła otwierać puszki 🙂 – z tego wynika, że warto się takimi alternatywnymi technikami czasem bawić, żeby nie popaść w schematy.

Rozmawiała: Dorota Suwalska