05 sie

Ryszard Kołodziej: Próba rekonstrukcji

Magdalena Grzebałkowska, Ksiądz Paradoks: Biografia Jana Twardowskiego. Wydawnictwo Znak, Kraków 2011.

Wydawnictwo Znak zwróciło się do reporterki Magdaleny Grzebałkowskiej, z propozycją napisania książki o życiu autora „niewidomej dziewczynki” i  przed kwartałem wydało pozycję zatytułowaną Ksiądz Paradoks: Biografia Jana Twardowskiego. Książka Grzebałkowskiej stanowi ważne źródło informacji. Posiada wartość dokumentacyjną i faktograficzną. Ujawnia nieznane aspekty z życia Twardowskiego, potwierdza ustalone fakty. Jest próbą rekonstrukcji historii człowieka, reportażem w którym  postać tytułowego bohatera opowiadają jego przyjaciele, niektórzy członkowie rodziny, znajomi, penitenci,

Autorka biografii nigdy nie spotkała osobiście księdza Twardowskiego, nie czytała też jego liryki, ale dzięki rozmowom z rozmaitymi osobami podczas pracy nad książką, odkryła dla siebie bardzo ciekawego, sympatycznego i cudownego człowieka. Ponieważ nie miała do niego stosunku emocjonalnego, łatwiej było jej odbrązowić jego osobę, rozebrać ją z kiczu i patosu oraz obrastania mitem. Stąd w powyższej biografii wyłania się postać wielowymiarowa, skomplikowana i paradoksalna. Nie można jej zaszufladkować. Ksiądz Twardowski jest wciąż do odkrycia.

Reporterka podjęła pracę detektywistyczną. Barwnie nakreśliła sylwetkę Twardowskiego jak i otaczających go osób. Przedstawiła losy rodziny, przyjaciół. Uzupełniła wiedzę o wydarzeniach mających miejsce po śmierci sędziwego duszpasterza. Dotarła do nieznanych dotąd zapisków dziennikowych księdza, prowadzonych w latach 1957-1968, prawdopodobnie części większej całości. Wynika z nich, że w jego życiu pojawiły się kobiety (Gabrysia, W., Marychna, Janina P.). Wraz z nimi radości i rozczarowania.

Twardowski nie potrafił żyć w pustce uczuciowej. Potrzebował ciepła rodzinnego. Ciągle musiał kogoś kochać w sensie duchowym. Czasem kilkanaście osób naraz. Na starość pojawiły się także przyszywane wnuczki gdyż: „Chciał się kimś opiekować tak zwyczajnie, jak dziadek wnuczką. Żeby mógł podarować jej cytrynę do herbaty lub ciepły sweter na zimę. Napisać dla niej wiersz. Potrzebował opieki, takiej zwyczajnej. Żeby wnuczka zrobiła mu czapkę na drutach, przyszyła guzik i powiedziała, że kocha dziadka”.

Ksiądz „miał swobodny stosunek do przeszłości. Przez całe życie mylił fakty, daty, ludzi”. W opowieściach potrafił poświęcić „prawdę dla dowcipu”. Na przykład, nie spędzał każdych wakacji przed wojną w Druchowie, gdyż według badań Waldemara Smaszcza, wuj Twardowskiego, Wacław Konderski, był właścicielem tego majątku tylko w latach 1931-1935. Natomiast lato 1939 roku młody poeta spędził w Nowej Wsi Chalinki, którą Konderski otrzymał w 1935 jako wymianę za Druchowo. Podobnie nie studiował razem z Ludwikiem Frydem, krytykiem literackim. Spotykali się jedynie w Kole Polonistów. Zdaniem Smaszcza: „Ksiądz od początku zacierał ślady. Nie chciał, żeby cokolwiek po nim zostało. Niszczył po sobie dokumenty, rwał zdjęcia, wszystko wyrzucał, niczego nie zbierał. To była jego idee fixe, żeby zostały wiersze, nic o człowieku”.

IPN udostępnił autorce biografii teczkę dotyczącą księdza Twardowskiego. SB zarejestrowało go jako tajnego współpracownika pod pseudonimem Poeta. Profesor Wojciech Polak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Poznaniu po dokładnej analizie  materiałów stwierdził „że żaden dokument w teczce nie świadczy o świadomej współpracy księdza z bezpieką”. Twardowski nie miał pojęcia o rejestracji. Brakowało mu siły, by funkcjonariusza Grzegorza E. przepędzić.

Książka Grzebałkowskiej przedstawia Twardowskiego jako samotnika pośród rzeszy ludzi. Jest cichy, nieśmiały i roztargniony. W życiu codziennym niepraktyczny. Często smutny, kokieteryjnie pomniejszający siebie i swoją poezję. Nigdy nie nazywa siebie poetą tylko księdzem piszącym wiersze. Ponad wszystko kocha rodzicielkę. Lubi żarty i ma świetne poczucie humoru. Interesuje się ludźmi, ale o sobie prawie nic nie mówi. Zbiera wycinki prasowe na temat własnej twórczości, dziękuje recenzentom. Jest mu przykro, gdy zostanie pominięty w recenzjach. Wiersze pisze tylko na wakacjach. Pozostałe jedenaście miesięcy poświęca całkowicie pracy duszpasterskiej. Jest lojalny wobec Kościoła. Odwiedza chorych, chrzci dzieci samotnych matek oraz osób w kolejnych związkach małżeńskich. Szukającym Boga podaje pomocną dłoń. Przeciwstawia się sztywności dogmatycznego myślenia i bezduszności religijnego formalizmu. W jego mniemaniu nie ma spotkań przypadkowych. Wierzy, że w niebie jest miejsce dla człowieka jak i dla całej przyrody.

Zbiera pocztówki z czasów młodości rodziców. Rewers kartek zakleja białym prostokątem papieru i wysyła je do bliskich osób. Kolekcjonuje również przyjaciół, każdego na inny dzień i do innych celów. Z Anną Kamieńską rozmawia o Bogu, z Anną Świderkówną o Nowym Testamencie, ze Stanisławem Szenicem o Warszawie i Powązkach. Jerzy Zawieyski pomaga mu w kontaktach ze środowiskiem literackim. Domownicy Tadeusz i Czesław Olszewscy zastępują rodzinę, ksiądz Bronisław Bozowski jest bratem łatą. Z Gustawem Wuttkem rozprawia o przyrodzie, a z Wojciechem Żukrowskim wspomina czasy przedwojenne, komentuje współczesność. Ponadto przyjaźni się między innymi z Władysławem Janem Grabskim, Eugeniuszem Zielińskim, Jerzym Pietrkiewiczem, Barbarą Sadowską, Aldoną Kraus, Marią Dłuską, Waldemarem Smaszczem. Pewne przyjaźnie wzbudzają kontrowersje. Jak te z  Bolesławem Piaseckim i Wojciechem Żukrowskim. Ma sztambuch, do którego wpisują się ważne osobistości. Tworzy zielniki. Rozdaje pieniądze i nie przywiązuje wagi do spraw materialnych.

Wstaje o czwartej rano. Lubi smażone ziemniaki, kefir i kaszę, placki ziemniaczane z cukrem, biały ser z miodem i ryby, wędliny oraz słodycze. Wakacje spędza na łonie przyrody blisko Warszawy, a dopóki żyje matka, tydzień w Katowicach. Jego dwie sutanny są prane w czasie urlopu i wtedy występuje w cywilu. Uwielbia dżinsowe koszule. Uczy dzieci specjalnej troski, wykłada literaturę w seminarium duchownym. Jeszcze za życia zostaje patronem około trzydziestu szkół.

Nosi perukę. Posiada kilka tupecików w kolorach od rudego po czerń. W podaniach paszportowych omija linijkę „włosy” albo wpisuje kolory w zależności od potrzeby. „Mógł zapiąć krzywo sutannę, włożyć płaszcz na lewą stronę albo dwa różne buty, ale nigdy nie założył odwrotnie tupecika”. Peruczkę przestaje zakładać dopiero rok przed śmiercią.

Ma słaby wzrok, lęk przestrzeni. Pada ofiarą malarii. Choroba uszkadza mu nerki i serce. W późniejszych latach przechodzi dwa zawały, operację na zaćmę, doskwiera mu kamica nerkowa, łamie nogę. Pod koniec życia cierpi na zwyrodnienie kręgosłupa, przewlekłą niewydolność nerek, utrwalone migotanie przedsionków. Operują go na przepuklinę. Prawie nie wychodzi z kapelanii. Przebywa w szpitalach. Porusza się na wózku inwalidzkim. „Ludzie wspominają, że w ostatnich latach życia wszystkiego mu brakowało. Podobno nie było go stać nawet na opłacenie rehabilitanta”.

Umiera 18 stycznia 2006 roku o 19:24. Po zgonie wykonano  maskę pośmiertną i odlew prawej ręki poety. Ciało zmumifikowano specjalnym preparatem. Za dwadzieścia pięć lat niezmienione ciało księdza rozsypie się na proszek. Mocą testamentu całość praw autorskich otrzymała Aleksandra Iwanowska. Wbrew swojej woli, został pochowany w Świątyni Opatrzności. Zawsze pragnął spocząć na Powązkach, a odwiedzający mieli karmić na płycie grobowca wiewiórki.