Jerzy Górzański: Carambar i makagiga
Wydawnictwo Lokator wypuściło niedawno na rynek Pamiętam że Georges’a Pereca. Znanego u nas z takich książek, jak Życie instrukcja obsługi (rewelacja!), Gabinet kolekcjonera, Urodziłem się. Eseje, Człowiek, który śpi.
Perec żył krotko – 46 lat. Urodzony w 1936 roku. Mniej więcej moje pokolenie – dwa lata ode mnie starszy. Dlaczego to takie ważne? Ano dlatego, iż Pamiętam że – przynajmniej dla mnie – ma charakter autobiograficzny, wspomnieniowy. Autorem przekładu i przypisów, rzetelnych i istotnych, jest Krzysztof Zabłocki.
Zapiski Pereca dotyczą lat 50. XX wieku, ale nie tylko – również lat 30., czy 40., a nawet 70. Polecam Pamiętam że czytelnikom z pokolenia Pereca (no i z mojego przy okazji), chociaż urodzeni wcześniej czy później też zapewne znajdą się pod wrażeniem tej niezwykłej książki.
Moje korzyści są bezmierne. Odnajduję w Pamiętam że fakty, nazwiska, rzeczy, nazwy, atmosferę, swoisty „klimat słów” – jakiś delikatny powiew nostalgii. Podczas lektury czułem się jak paryski wędrowiec – pieton. Byłem nim w latach 70. ubiegłego wieku i pod koniec lat 90. I teraz (2013) podążam szlakiem paryskich objawień Pereca.
Mało tego, wykryłem pewną zaskakującą zbieżność, a może nawet kilka zbieżności. Czytam u Pereca: „Pamiętam mecz Cerdan-Dauthuille”. W przypisie: „Wspomniany przez Pereca pojedynek [bokserski – J.G.] był zapowiadany, lecz w istocie nigdy się nie odbył”.
Chodzi o Marcela Cerdana, francuskiego zawodowego mistrza świata wagi średniej, który lecąc do swojej ukochanej Edith Piaf, przebywającej w USA, zginął w katastrofie lotniczej na Azorach. W Leksykonie boksu Piotr Osmólski twierdzi, że leciał na rewanżowa walkę z La Mottą. Miał 33 lata. Wydarzyło się to w 1949 roku.
W tymże roku 1949 liczyłem sobie 11 lat. Ale już wiedziałem co nieco o Cerdanie. Jego zdjęcie (przystojny twardziel – jakby powiedziały dzisiejsze panie), wycięte z jakiegoś ilustrowanego pisma, wkleiłem do specjalnego zeszytu. Obok zdjęcia piłkarza pochodzącego z Maroka, ale grającego we francuskich klubach: Olimpique Marsylia i Stade Francais, Larbiego Ben Barka, o którym zresztą wspomina Perec. Na tym zdjęciu Larbi prezentuje się w efektownym wyskoku do górnej piłki.
Marcel Cerdan powraca raz jeszcze, właśnie jako przypomnienie, w moim Dzienniku zdarzeń i dopowiedzeń („Czytelnik – 2008 r.), w zapisie: „To pytanie od pół wieku nie daje mi spokoju – czy Marcel Cerdan mógł jedną ręką (prawą, lewa była kontuzjowana) pokonać La Mottę?” Niestety, nie mógł. Jacob „Jake” La Motta, bokser amerykański, mistrz świata 1949-1951, wygrał z Cerdanem przez poddanie w 10 rundzie. Co jeszcze dziś sprawia mi przykrość…
Zbieżności jest o wiele więcej. Perec pamięta paryskie pismo „Radar” – ja też pamiętam warszawskie pismo „Radar”: zamieszczałem w nim (lata 80.) felietony.
Perec pamięta szwedzki film Arne Mattsona Ona tańczyła jedno lato (1951), z Ullą Jacobsson odtwarzającą wspaniale rolę Kerstin, występującą przeciwko „zacofanej moralności purytańskiej”. Oglądałem ten film w kinie Syrena na praskiej ulicy Inżynierskiej (już dawno nieistniejącym).
Najbardziej niesamowita zbieżność – Perec: „Pamiętam Carambar.” W przypisie: „Nazwa długiego cukierka-ciągutki, pierwotnie o smaku karmelowym, wypuszczonego na rynek w 1954 roku.” Ja natomiast pamiętam makagigę, nieduży, płaski prostokącik-ciągutkę, kombinację karmelu i maku (sklejał zęby górne z dolnymi), który nabywało się w małych sklepikach na praskiej ulicy Stalowej w czasach powojennych. Można powiedzieć: 107 miliardów ludzi urodziło się na Ziemi na przestrzeni całej historii (gdzieś to wyczytałem) i wśród tych miliardów znalazło się dwóch pisarzy, z mniej więcej tego samego pokolenia, różniących się kulturowo, żyjących w różnych krajach, pisarzy o różnych temperamentach i nieporównywalnej skali talentu, których połączyły (powiedzmy: metafizycznie) ciągutki „carambar” i „makagiga”.
Do zastanowienia: co obecne pokolenia wchodzące w życie, w trudnej do przewidzenia przyszłości, zapamiętają z tego dzisiejszego technologicznego przyspieszenia i językowego zawirowania? Ułóżmy krótką listę: odkurzacz żarłok? Biustonosz super bra? A może odstraszacz szkodników – przeciw owadom i gryzoniom?
Takie zapamiętywanie rzeczy, zdarzeń, nazw, słów piosenek, absurdalnych wyliczanek, wydaje się zajęciem banalnym, łatwym do wyśmiania. Krzysztof Zabłocki w posłowiu Pamiętam Paryż Pereca pisze, między innymi: „Czołowy krytyk Philippe Sollers po prostu Pereca sparodiował: «Je me souviens de Hitler, je me souviens de Staline», i wyliczył w ten sposób 34 sławne nazwiska.”
Parodystyczne zapędy krytyków zawsze mnie śmieszyły. Czy śmieszyły Pereca – tego nie wiem. Nie śmieszył mnie Hitler – pamiętam go z wczesnego okupacyjnego dzieciństwa. Nie śmieszył mnie Stalin – zapamiętałem go dobrze, w końcu przez dziesiątki lat byłem poddanym w jego rozległym imperium. I wciąż pamiętam: jednego i drugiego.
Skupiając jednak uwagę na Pamiętam że, należałoby wysnuć następującą refleksję, która w gruncie rzeczy mogłaby pochodzić od Georges’a Pereca: wspominanie nie jest efektem pozbywania się świata, lecz dowodem spójności ze światem.