03 lip

Fortepianowa czerń. Z Bohdanem Butenką rozmawia Ewa Gruda

W roku 1955, tuż po obronie dyplomu w pracowni Jana Marcina Szancera, podjąłeś pracę redaktora artystycznego w Naszej Księgarni. Jakie wrażenie zrobiło na tobie to szacowne, wówczas ponad trzydziestoletnie, wydawnictwo? Jaka panowała w nim atmosfera, czy odczuwało się schyłek stalinizmu, otwarcie na sztukę wyzwoloną ze schematów socjalistycznego realizmu?
Atmosfera w Naszej Księgarni była cudowna, bardzo koleżeńska, bezpośrednia. Kiedy pojawiłem się w wydawnictwie, wszyscy byli gotowi mi pomagać. A jeśli chodzi o zmiany związane z polityczną odwilżą, to one oczywiście nie następowały z dnia na dzień. Ani w Naszej Księgarni, ani gdzie indziej. Były jednak pewne jej zwiastuny, nawet odczuwalne, o czym świadczy chociażby zielone światło dla nowych projektów, niezgodnych z założeniami socrealizmu.

 Wówczas z Naszą Księgarnią związani byli wybitni graficy. Kierownikiem artystycznym, a potem konsultantem, był przez wiele lat Michał Bylina. Współpracowali z oficyną zarówno twoi profesorowie, jak Szancer czy Sopoćko, jak i rówieśnicy z Akademii: Truchanowska, Majchrzak, Grabiański, Stanny. Na czym polegały twoje służbowe relacje z innymi grafikami?
Moja praca nad książką zaczynała się od dostarczenia mi maszynopisu przez redakcję. Musiałem się z nim zapoznać, zaproponować ilustratora, skontaktować się z nim i ustalić termin wykonania ilustracji. Czasami graficy nie dotrzymywali terminów, trzeba było długo do nich wydzwaniać, a czasem i odwiedzać w domu, co też nie zawsze przynosiło spodziewany rezultat. Kiedy już udało mi się wydobyć gotowe ilustracje, należało je pokazać w redakcji literackiej. Zawsze w środy o dwunastej było kolegium, na którym stawiało się wiele osób, oprócz redaktora artystycznego m.in. redaktor literacki i redaktor techniczny. Dyskutowało się o ewentualnych zmianach, mniejszych lub większych. Zdarzało się, ale bardzo rzadko, że coś całkiem odrzucaliśmy.

 Jaka wyglądała wtedy droga książki w wydawnictwie? Nie korzystało się z komputerów, inny był przepływ informacji…
Proces wydawania książki był kiedyś dłuższy i o wiele bardziej skomplikowany. Funkcjonowała w wydawnictwach tzw. karta obiegowa, która przechodziła od redakcji literackiej, poprzez artystyczną, do technicznej. Tę kartę obiegową należało w każdym dziale „zwolnić”. Dopiero wtedy książka mogła iść do drukarni, ale to wcale nie znaczyło, że w krótkim czasie pojawi się w księgarniach.

(…)

Fragment wywiadu z Bohdanem Butenką przygotowywanego dla Wydawnictwa Marginesy. Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego  Cały wywiad do przeczytania w nowym numerze. Numer 2/2019 do kupienia w naszym sklepie internetowym lub w wersji elektronicznej na virtualo.pl