30 paź

Magdalena Wojak: Wyobcowania, rozchodzenia, olśnienia

Miron Białoszewski, Chamowo, PIW, Warszawa 2009

Ktoś, kto potrafi czytać przestrzeń i jednocześnie się z nią zrastać, każdą zmianę odczuwa jako ingerencję w swoje ciało. Przeprowadzka
to ból, ontologiczne rozedrganie, doświadczenie nicości, koniec pewnej epoki. Miron Białoszewski przeżywa swoje pierwsze dni na Lizbońskiej — w „domu ogromnym, wysokim, długim, szarym i pustym” — jak rozbitek na bezludnej wyspie (w tym czasie czyta Robinsona Crusoe). Nieznany ląd Saskiej Kępy stanowi dlań nie lada wyzwanie — domaga się interakcji i stawia pytania podświadomości. Jest czarną dziurą, którą trzeba zapełnić. Powstałe 33 lata temu zapiski pokazują w niezwykle interesujący sposób jak wrażliwość poety radzi sobie z egzystencjalną bezdomnością w przesmyku pomiędzy nieuchronnością końca a stwarzaniem nowego początku. Read More

30 paź

Marek Ławrynowicz: Bohater literacki

Z. był człowiekiem jakich wielu. Wzrost przeciętny. Budowa ciała niezbyt imponująca. Twarz dość pospolita, ale jeśli ktoś się dokładniej przyjrzał, mógł dostrzec, że oczy Z. patrzą na świat, lekko kpiąco, z pewnym dystansem. Przez pięćdziesiąt kilka lat  życia zajmował się głównie handlem na niewielką straganowo–bazarową skalę, co dawało mu szansę przetrwania, ale nie dawało poczucia bezpieczeństwa. Miał też epizod romantyczny, kiedy zaczął jeździć w celach handlowych na Ukrainę i pewnego dnia przywiózł stamtąd przepiękną dziewczynę, z którą się natychmiast ożenił. Małżeństwo było nadzwyczaj udane, ale tylko przez trzy miesiące, to znaczy do momentu, gdy owa Tamara czy też Natasza uzyskała polskie obywatelstwo. Jeszcze tego samego dnia spakowała walizkę i udała się do Szwecji, gdzie przepadła bez wieści. Z. ciężko przeżył jej ucieczkę, ale w końcu pogodził się z losem. Pił tylko nieco więcej, a gdy był już pijany zwykł mawiać: Read More

30 paź

Wojciech Bonowicz: *** (chce mu się spać)

* * *
Chce mu się spać. Prawdopodobnie chce mu się umierać.
Wchodzi do drewnianego domku z poduszkami i kiwa się
kiwa aż traci czucie. Udaje choć jest sam że jego poddani
nie wypędzili go. Że nigdy nie był poddany.

30 paź

Elżbieta Wojnarowska: Pod bezkresnym niebem (fragment)

Światło

Zaczęła się mordercza droga przez Erg Tenere, z ominięciem Gór Air.  Trzy dni na pustyni. Bez map i nawigacji. Zdani na łaskę dwóch Tuaregów i zabójczego słońca. Wszędzie diuny — niekończące się wydmy. Ciężko było jechać. Samochód robił podjazdy, potem nawrotki, bo warunki zmieniały się z godziny na godzinę, w zależności
od tego, z której strony i z jaką siłą wiał wiatr przenosząc piasek. Trzeba było jechać szybko, inaczej mogli ugrzęznąć.
Albo zjeżdżali z impetem w dół, albo gdy było zbyt stromo, wyhamowywali i wracali po własnych koleinach. Laura miała wrażenie, że kręcą się w kółko, i dawno już zabłądzili. Straciła orientację. Read More

30 paź

Wojciech Chmielewski: Śmierć z widokiem na ogród

Zamordowali chłopaka. Miał na imię Bogdan, był w wyższej klasie. Widywałem go na korytarzach i w kiblu. Niczym szczególnym się nie wyróżniał. Brunecik, pociągła twarz, Marcin Borowicz tuż przed maturą albo może Emil Sinclair, bohater powieści, którą przeczytałem ostatnio. Tak teraz o Bogdanie myślałem.

W załomie muru przy sali od francuskiego najchętniej siadywałem na drewnianej podłodze. Sam albo z Sylwią. Ta dziewczyna jakoś lgnęła do mnie i w klasie już uważano nas za parę. Wyobrażałem sobie morderstwo dokonane na zimno na niewinnej ofierze, którą następnie wrzucono do ścieku zwanego Wisłą. Sylwia coś do mnie mówiła, kartkowała zeszyt czy książkę, obserwowałem ją jakby zza cienkiej zasłony. Za co? W kieszeniach Bogdan miał zapewne to, co ja: chustkę, podarte bilety autobusowe, długopis z napisem „Zenit” oraz legitymację szkolną w plastykowej ramce. Moja była w kolorze żółtym. Został zakatowany lub może uduszony. Wszystkie szczegóły śmierci Bogdana starannie przed nami zatajano, by atmosfera w liceum była taka, jak dawniej. To się nie udało. Read More